Kielecki scenariusz na film. Barlinek Industria Kielce zagra o finał Ligi Mistrzów

W sobotę o 18:00 szczypiorniści kieleckiej siódemki zaczną walkę o finał Ligi Mistrzów. Ich rywalami będą zawodnicy Paris Saint-Germain HB. Droga żółto-biało-niebieskich była naprawdę bardzo wyboista.

Aneta Szypnicka-Staniec
Aneta Szypnicka-Staniec
piłkarze Barlinek Industrii Kielce PAP / Piotr Polak / Na zdjęciu: piłkarze Barlinek Industrii Kielce
To mogła być historia upadku. Ostatni rok to w Kielcach prawdziwy rollercoaster emocji - była euforia i wielka radość, a zaraz po nich łzy i ogromne rozczarowanie, były też nadzieje i spore oczekiwania. Przez większą część sezonu były jednak niepewność i drżenie o losy klubu. Walka równolegle toczyła się na boisku i w salach koferencyjnych. Zawodnicy grali o jak najlepsze wyniki, włodarze klubu toczyli zacięte bitwy o zapewnienie zespołowi stabilności finansowej.

Z miesiąca na miesiąc sytuacja robiła się coraz trudniejsza, a plotki o rozpadzie drużyny zataczały coraz większe kręgi. Inne ekipy zacierały ręce na myśl o potencjalnych transferach, a atmosfera była wokół klubu była naprawdę posępna. Światełka w tunelu nie było widać, wszystko jawiło się w czarnych barwach.

Jeszcze w czerwcu nic jednak nie zapowiadało takiego scenariusza.

Wymarzony finał

18 czerwca 2022 roku kibice żółto-biało-niebieskich mieli spore powody do świętowania – mistrzowie Polski w pierwszym meczu Final4 pokonali Telekom Veszprem i po raz drugi w historii klubu mieli zagrać o zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Po kilku godzinach okazało się, że kielczanie w finale zmierzą się z Dumą Katalonii. Pierwszy cel został wykonany - w niedzielę trzeba było jednak postawić kropkę nad "i".

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękna partnerka Arkadiusza Milika zakończyła pewien etap

Szczypiorniści Barcelony walczyli, by zostać pierwszą drużyną, która w Lanxess Arenie obroni trofeum. Gracze z województwa świętokrzyskiego mieli natomiast szansę zostać drugą ekipą w historii, która w jednym sezonie pokona Hiszpanów trzy razy. Wcześniej udało się to tylko THW Kiel, ale od tamtego momentu minęło ponad trzynaście lat.

To był naprawdę fantastyczny finał - emocjonujący, szalony, pełen zwrotów akcji. Przede wszyskim jednak bardzo wyrównany i trzymający w napięciu. Zawodnicy obu ekip zafundowali fanom wspaniałe widowisko - spektakl, który tym razem dla kielczan nie miał szczęśliwego zakończenia.

Przegrane marzenia

Alex Dujshebaev - bohater całego sezonu, kapitan i osoba, która na swoich barkach trzymała ciężar oczekiwań przez całe dwanaście miesięcy - pomylił się w serii rzutów karnych. Gracze hiszpańskiej ekipy nie spudłowali ani razu i to oni mogli odśpiewać słynne "We're the champions" i wznieść puchar ku niebu.

W kieleckiej drużynie dominowała złość, było rozczarowanie, smutek, przybite głosy. Pojawiły się łzy, nie było jednak spuszczonych głów - żółto-biało-niebiescy już kilkanaście minut po ostatnim gwizdku sędziego zapowiedzieli, że wrócą dla Lanxess Areny silniejsi i pewni, że trudne doświadczenia zbudują ich w przyszłości.

- Płakałem jak małe dziecko, ale to jest normalne. Przez pierwszych dziesięć minut czułem smutek, bo było tak blisko. Rozczarowanie było ogromne, ale po chwili wygrała głowa, dotarło do mnie, co osiągnęliśmy i muszę powiedzieć, że jestem dumny, że mamy taką drużynę, taki klub, takich kibiców. Nasza gra cieszy fanów z całej Polski, poruszyliśmy ludzkie serca - mówił wtedy Servaas.

Koniec epoki

Final Four było ostatnim turniejem, w którym żółto-biało-niebiescy wystąpili z członem "Vive" w nazwie. Kilka dni później na specjalnie zwołanej konferencji prasowej zarząd klubu poinformował, że od sezonu 2022/23 nowym sponsorem zostały Świętokrzyskie Kopalnie Surowców Mineralnych, a zespół będzie występował pod nazwą "Łomża Industria Kielce". Sytuacja finansowa klubu wydawała się stabilna, kielczanie mogli skupić się na spokojnym przygotowaniu do sezonu.

A było się do czego przygotowywać - świetny występ w Kolonii sprawił, że mistrzowie Polski otrzymali "dziką kartę" na grę w IHF Super Globe - prestiżowych rozgrywkach uznawanych za nieoficjalne klubowe mistrzostwa świata. Start Ligi Mistrzów też zbliżał się wielkimi krokami, a zawodnicy i sztab jeszcze latem, podczas okresu przygotowawczego, obiecali sobie, że zrobią wszystko, by znów awansować do elitarnej czwórki, która w czerwcu spotka się w Lanxess Arenie.

Wkalkulowane problemy 

Na drodze do sukcesu pojawiły się wyboje. Pod koniec czerwca poważnej kontuzji doznał Cezary Surgiel i szybko stało się jasne, że nie wróci na ligowe parkiety przez co najmniej kilka miesięcy. Lewoskrzydłowy uszkodził więzadła krzyżowe w kolanie. Przez urazy miały też opóźnić się debiuty w szeregach kieleckiej ekipy Elliota Stenmalma i Nedima Remiliego. Szwed miał problemy z plecami, Francuz już w okresie przygotowawczym narzekał na stary uraz kolana.

Jesienią w trakcie przerwy reprezentacyjnej kontuzji stawu skokowego nabawił się z kolei skrzydłowy Benoit Kounkoud, a IHF Super Globe, na które tak w Kielcach oczekiwano, zakończyło się dla mistrzów Polski fatalnie - poważnym urazem Pawła Paczkowskiego i problemami zdrowotnymi Dylana Nahi'ego. Jakby tego było mało, w meczu z Pickiem Szeged Haukur Thrastarson po jednym z wyskoków wylądował tak niefortunnie, że od razu było widać, że stało się coś złego.

Pierwszego w sezonie pojedynku z Orlen Wisłą Płock nie będą natomiast dobrze wspominali Szymon Sićko i jego bliscy. Podczas jednej z akcji rozgrywający został pchnięty przez Leona Susnję i uderzył bokiem głowy o parkiet. Początkowo podejrzewano wstrząśnienie mózgu, ale szybko okazało się, że konieczna będzie hospitalizacja. "Stan zdrowia zawodnika zaczął się pogarszać. Zaczął odczuwać silne dolegliwości bólowe, cierpiał na niepamięć i z podejrzeniem krwawienia śródmózgowego trafił do szpitala" - poinformował klub.

Czy Barlinek Industria Kielce wygra Ligę Mistrzów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki