Pięć minut wyrównanej gry, a później popis w wykonaniu Metz Handball. Ekipa z Francji z łatwością dochodziła do pozycji rzutowych i w zastraszającym tempie powiększała swoją przewagę. Trener Bożena Karkut o czas musiała poprosić już w dziesiątej minucie spotkania.
Gospodynie znakomicie radziły sobie w ataku pozycyjnym. Trzy lub cztery podania i... bramka albo rzut karny. W ataku błyszczała Chloe Valentini, a lubinianki mogły tylko z niepokojem spoglądać na tablicę wyników (11:4 w 12').
Dodatkowo faworytki starcia postawiły Miedziowym bardzo trudne warunki w obronie i stanowiły mur nie do przejścia. Doszły do tego coraz częstsze szybkie kontry i wynik stawał się jeszcze bardziej niekorzystny (16:5 w 18').
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przyjrzyj się dokładnie. Skradła show w centrum miasta
KGHM MKS Zagłębie Lubin miewało jednak przebłyski dobrej gry, jak na przykład efektowna wrzutka zakończona przez Darię Michalak czy efektowne obrony Barbary Zimy, ale to zdecydowanie za mało na najlepszy francuski zespół ostatniej dekady.
Metz prowadziło bardzo wysoko, ale utrzymywało przy tym dyscyplinę i nie dało się swoim rywalkom rozhulać. Szkoleniowiec Emmanuel Mayonnade z dużą swobodą rotował składem, na listę strzelczyń wpisały się wszystkie zawodniczki, poza duetem bramkarek.
Choć czasem trudno znaleźć przy porażkach pozytywy, plusik należy postawić przy nazwiskach młodych zawodniczek ekipy z Dolnego Śląska. Na rozegraniu zabłysnęła przebojowa i odważna Daria Przywara, a na pozycji obrotowej świetną zmianę dała Natalia Pankowska.
Metz Handball - KGHM MKS Zagłębie Lubin 42:26 (22:10)
Metz: Depuiset, Sako - Valentini 9, Hansen 2, Golvet 3, Jorgensen 7, Brkic 1, Vinter Burgaard 2, Mlamali 1, Jacques 3, Bouktit 6, Granier 2, Chambertin 5, Le Blevec 1.
Zagłębie: Maliczkiewicz, Zima - Promis 2, Pankowska 4, Przywara 6, Górna 1, Zych, Drabik 1, Szarkova 2, Michalak 6, Bujnochova, Kochaniak-Sala 4, Matieli, Jureńczyk, Milojević.
Czytaj także:
Co za mecz! Mistrzowie Polski z imponującym zwycięstwem
Ciąg dalszy kłopotów. Orlen Wisła bez przełomu