Piotr Werda: Dlaczego wybrałeś taką, a nie inną dyscyplinę sportu?
Dawid Przysiek: Swoją przygodę ze sportem rozpocząłem od trenowania piłki nożnej. Mam jednak dwóch starszych braci, którzy grali kiedyś w piłkę ręczną. Występowali oni na pozycji bramkarza. Któregoś dnia zaproponowali mi, żebym przyszedł na ich trening. Wyraźnie chcieli "przekabacić" mnie na ręczną. Muszę przyznać - udało im się (śmiech). Zaciekawił mnie ten "nowy" sport. Można powiedzieć, że chwyciłem bakcyla. Pamiętam, że już na pierwszych zajęciach z piłki ręcznej mój trener, Andrzej Smykowski pochwalił mnie. Dodało mi to skrzydeł. Piłka ręczna zagościła w moim życiu na dobre.
Jak trafiłeś na środek rozegrania?
- Gdy zaczynałem uprawiać piłkę ręczną, to grało się obroną, tzn. każdy swego. Później, jak byłem starszy, obsadzano mnie na lewym skrzydle. Na środek rozegrania trafiłem podczas pewnego turnieju, na który pojechaliśmy z Nielbą. Pamiętam, że trener miał wielki problem, ponieważ kontuzję złapał gracz występujący na środkowym rozegraniu. Nasz szkoleniowiec postanowił wstawić mnie na tą pozycję. Poszło mi całkiem nieźle... Zostałem wybrany najlepszym zawodnikiem całych zawodów i gram na tym miejscu do dzisiejszego dnia.
Jak można scharakteryzować pozycję, na jakiej występujesz?
- Zawodnik ulokowany na środku rozegrania jest odpowiedzialny za to, w jaki sposób zagra cały zespół w ataku pozycyjnym. Jestem po to, aby ułatwiać kolegom z drużyny zdobywanie bramek z łatwiejszych pozycji.
Jakie są twoje relacje z zawodnikami?
- Z większością chłopaków z drużyny rozmawia mi się bardzo dobrze. Może nie gramy ze sobą za długo, ale myślę, że dogadujemy się na parkiecie naprawdę nieźle. Zresztą widać to po naszych wynikach.
Jakie nastroje panują obecnie w drużynie Nielby?
- Atmosfera w zespole jest świetna. Panuje u nas pozytywny klimat, który scala drużynę. Podoba mi się to, że zawsze przed treningiem wszyscy zawodnicy rozmawiają ze sobą, śmieją się, opowiadają różne historie. Jednak, gdy przychodzi nasz szkoleniowiec, to rozmowy schodzą na plan dalszy. Rozpoczyna się wtedy ciężka praca, w której każdy z nas daje z siebie sto procent.
Jakie są twoje plany na najbliższą przyszłość?
- Mam 22 lata, więc ślubu na razie nie planuję (śmiech). Moja praca to piłka ręczna. Skończyłem liceum profilowane i w najbliższym czasie mam zamiar wybrać się na studia.
Jak spędzasz czas po treningach?
- W wolnym czasie lubię odpoczywać oglądając TV z rodziną i przyjaciółmi.
Co możesz powiedzieć o swojej rodzinie?
- Rodzinę to ja mam naprawdę dużą. Oprócz rodziców mam trzy siostry oraz dwóch braci. Najmłodsza siostra - Sandra uczy się w gimnazjum oraz występuje w zespole tanecznym. Starsze: Ania oraz Magda mają już własne rodziny. Mój brat Piotr ma żonę i wspaniałą córeczkę. Drugi z braci, Mariusz też ma córkę oraz narzeczoną. Mam nadzieję, że wkrótce się pobiorą.
Jaki stosunek do twojej kariery sportowej ma rodzina? Czy wspierają się w trudnych chwilach?
- Sądzę, że są ze mnie zadowoleni. Wspierają mnie zawsze na meczach rozgrywanych w Wągrowcu. Mój ojciec jest moim największym kibicem. Jeździ z nami nawet na każdy mecz wyjazdowy i to jest dla mnie bardzo budujące.
Skąd u ciebie miłość do dużych samochodów?
- Od zawsze lubię duże auta. Aktualnie jeżdżę Mercedesem E klasa!
Po meczach z Wisłą oraz Zagłębiem wybierano cię dwukrotnie do "Siódemki kolejki ekstraklasy mężczyzn"...
- Dokładnie. Bardzo się cieszę z tych wyróżnień. Na pewno zmotywują mnie do jeszcze cięższej pracy.
Twoje perfekcyjnie wykonywane rzuty karne bardzo znacząco przyczyniły się do końcowego zwycięstwa Nielby Wągrowiec z Zagłębiem Lubin. Czy nie obawiałeś się Adama Malchera?
- Każdy wie, że Adam Malcher jest drugim bramkarzem reprezentacji Polski, czyli to nie byle jaki zawodnik. Ale gdy podchodziłem do linii siedmiu metrów, to starałem się o tym nie myśleć. Sądzę, że dzięki temu udało mi się te rzuty wykorzystać.
Pamiętam twoje występy, w których zdarzało ci się "przestrzelić" karnego kilka razy w meczu. Czy zmieniłeś w ostatnim czasie swoją taktykę wykonywania tych właśnie rzutów? Widać, że w ostatnich spotkaniach masz zdecydowanie większą skuteczność...
- Z tego, co pamiętam, to w meczu z Puławami nie rzuciłem trzech karnych. Rzeczywiście, w kolejnych spotkaniach było już lepiej. Niewykorzystane rzuty z linii siedmiu metrów zdarzają się nawet najlepszym zawodnikom na świecie.
Czy Nielba ma jakąś szansę na pokonanie Vive Kielce w najbliższym meczu?
- Vive ma ustalony cel w ekstraklasie i my też go mamy, choć zgoła inny. Oni dążą do ponownego mistrzostwa, my natomiast walczymy o utrzymanie. Na pewno nie jesteśmy faworytem tego spotkania. Jednak w kilku poprzednich meczach też nim nie byliśmy, a udało nam się wygrać lub też byliśmy o krok od zwycięstwa. Po prostu wyjdziemy na parkiet i jak zwykle będziemy walczyć. A jak się mecz ułoży? Ciężko mi powiedzieć...
Jak widzisz swoją szansę na pokazanie się Bogdanowi Wencie – trenerowi kadry narodowej podczas najbliższego meczu? Czy masz już jakiś plan, aby szkoleniowiec Vive zapamiętał cię i wpisał do swego notesu?
- Nie będę starał się za mocno pokazać, bo zazwyczaj jak zawodnik bardzo chce, to nic mu nie wychodzi. Podejdę do tego meczu "na luzie" i nie będę o tym myślał. Trener Wenta na pewno już oglądał płyty z naszymi spotkaniami i wie, w jakiej jestem dyspozycji...