Trzeci z rzędu! Puchar Polski dla Orlenu Wisły Płock

PAP / Tomasz Wojtasik / Na zdjęciu: gracze Wisły i Industrii
PAP / Tomasz Wojtasik / Na zdjęciu: gracze Wisły i Industrii

Nie dali szans szczypiornistom Industrii Kielce gracze Orlenu Wisły Płock w finale Pucharu Polski. Nafciarze rozbili rywali aż 29:20. To trzecie trofeum z rzędu podopiecznych Xaviera Sabate.

W zdecydowanie lepszych humorach po sobotnich półfinałach mogli być szczypiorniści Orlenu Wisły, którzy całkowicie zdominowali graczy Chrobrego Głogów i bez większych problemów zapewnili sobie awans. Żółto-biało-niebiescy z kolei mocno męczyli się z Wybrzeżem Gdańsk - podopieczni Patryka Rombla postawili rywalom niezwykle trudne warunki i niemal do końca meczu bili się o przepustkę do finału.

W niedzielę te wyniki przestały jednak mieć znaczenie - obie ekipy wybiegły na parkiet z jednym celem - walką o zwycięstwo i zdobycie pierwszego trofeum w tym sezonie. Wynik pojedynku błyskawicznie otworzył Miha Zarabec, ale kolejne minuty zdecydowanie należały do kielczan. Dobry start zaliczył Andreas Wolff i szczypiorniści z województwa świętokrzyskiego natychmiast wykorzystali jego obrony, by odskoczyć. Nafciarze zaczęli się męczyć w ataku, tymczasem żółto-biało-niebiescy zbudowali przewagę trzech trafień (1:4).

Wiślacy szybko jednak przełamali impas i konsekwentnie odrabiali straty. Udało się to w 14. minucie, gdy doprowadzili do remisu po 6. Chwilę później na boisku nieźle się zagotowało, Dawid Dawydzik sfaulował Alexa Dujshebaeva, co spowodowało spięcie między pozostałymi graczami. Obrotowy Wisły został wysłany ławkę kar, ale atmosfera nadal była napięta. W 17. minucie sędziowie ukarali Terzicia aż czterema minutami - dwiema za faul na Morycie i kolejnymi za dyskusje.

Kielczanie nie wykorzystali jednak gry w przewadze. Płocczanie postawili niezwykle mocną obronę, a w ofensywie szalał Michał Daszek. Żółto-biało-niebiescy nie mieli żadnego pomysłu na to, jak powstrzymać reprezentanta Polski. Do dwudziestej minuty walka była jednak wyrównana - od stanu 10:10 grę dyktowali Nafciarze. Wiślacy rzucili pięć bramek z rzędu, całkowicie wybili z rytmu rywali i zneutralizowali ich wszystkie atuty. Na przerwę szczypiorniści Sabate zeszli prowadząc 15:11.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: To nie jest fake. Szalona parada bramkarza

Mistrzowie Polski po wyjściu z szatni nadal nie potrafili znaleźć rytmu, przede wszystkim bardzo męczyli się w ataku - na każdą bramkę musieli się mocno natrudzić, podczas gdy płocczanie bez większych problemów kontrolowali rezultat.

Nafciarze grali bardzo twardo w defensywie, co szybo przyniosło żniwa - w 34. minucie Leon Susnja został ukarany czerwoną kartką, a pięć minut później za nieprzepisowe zatrzymywanie Haukura Thrastarsona taką samą karę otrzymał Kiryl Samoiła.

Brak tych dwóch zawodników nie wybił jednak Wiślaków z rytmu. Płocczanie nadal pewnie powiększali przewagę, a żółto-biało-niebiescy kompletnie nie radzili sobie w ataku. Gdy mistrzowie Polski dochodzili do dobrych sytuacji rzutowych mieli przed sobą jeszcze Mirko Alilovicia, który w drugiej połowie robił wszystko, by wybić rywalom z głów piłkę ręczną.

Ostatnie minuty to już była formalność - Wisła z dużym luzem kontrolowała wynik, a kibice na trybunach mogli celebrować trzynasty w historii klubu Puchar Polski.

Finał Pucharu Polski:

Orlen Wisła Płock - Industria Kielce 29:20 (15:11)

Czytaj więcej:
Outsider z Ukrainy nie miał czego szukać
Pachniało mega sensacją. Energa Wybrzeże mocno postraszyło Industrię

Źródło artykułu: WP SportoweFakty