Rebud KPR Ostrovia świetnie spisywała się w fazie zasadniczej Orlen Superligi. Zakończyła ją na trzecim miejscu z dość dużą przewagą nad resztą stawki, co dawało duże nadzieje na pierwszy historyczny medal w dziejach ostrowskiej piłki ręcznej. Ten sezon i tak zostanie na długo zapamiętany, bo nie brakowało w nim wielkich emocji - jak choćby ćwierćfinał z PGE Wybrzeżem Gdańsk.
Po porażce w półfinale z Industrią Kielce, o upragniony brąz zmierzyli się z zeszłorocznym medalistą - Górnikiem Zabrze. Pierwszy mecz podopieczni Kima Rasmussena rozegrali przed własną publicznością, co bez wątpienia musieli wykorzystać, by rozpocząć rywalizację do dwóch zwycięstw od wygranej.
ZOBACZ WIDEO: Anita Włodarczyk zaskoczyła internautów. Takiego ćwiczenia nie widzieli
Zdecydowanie lepiej w mecz weszli gospodarze, którzy dobrze odnaleźli się w gorącej ostrowskiej hali. Górnik natomiast popełniał błędy - karnego nie wykorzystał Jakub Szyszko, a jego koledzy raz po raz obijali Sandro Mestricia. Pierwszą bramkę zdobyli dopiero w szóstej minucie. Nie zmienia to jednak faktu, że gospodarze dość szybko wypracowali sobie przewagę i mogli dyktować warunki.
Warto zwrócić uwagę na liczbę błędów zespołu Arkadiusza Miszki w pierwszych minutach. Górnik sam "podarował" solidną zaliczkę Rebud KPR Ostrovii - po bramce Przemysława Urbańskiego zrobiło się już 5:1. Goście w końcu zaczęli grać bardziej efektywniej w ofensywie, a duża w tym zasługa Szymona Działakiewicza.
Po pierwszym kwadransie wciąż jednak przegrywali 5:7. Trudno się dziwić - nie wykorzystali aż trzech rzutów karnych. Mimo to Górnik starał się trzymać kontakt. W bramce kawał dobrej roboty wykonywał Piotr Wyszomirski. Każdą kolejną interwencją zbliżał swój zespół do gospodarzy, aż w 25. minucie Górnik wyszedł na prowadzenie 11:10.
Rebud KPR Ostrovia opanowała sytuację w końcówce pierwszej połowy i ostatecznie schodziła na przerwę z prowadzeniem 13:12. Pierwsze trzydzieści minut tej rywalizacji pokazało jednak, że nie będzie to łatwa walka dla ostrowian - trzeba się przygotować na ostrą grę przez 120, a może nawet 180 minut.
Początek drugiej połowy nieco uciszył głośno wiwatującą ostrowską publiczność. Górnik, mimo gry w osłabieniu, wyszedł na prowadzenie 17:14. Rebud KPR Ostrovia była kompletnie pogubiona i nie miała pomysłu, jak zatrzymać rozpędzonych zabrzan. Świetnie spisywali się Piotr Krępa i Dmytro Artemienko, a w bramce cuda wyczyniał Wyszomirski.
Co gorsza dla gospodarzy - nie był to tylko ich chwilowy przestój, ale dłuższy okres słabszej gry. Ostrowianie raz po raz odbijali się od zabrzańskiego muru w defensywie. Próbowali go skruszyć, ale bezskutecznie. Ekipa Arkadiusza Miszki wyglądała w pierwszym kwadransie drugiej połowy rewelacyjnie.
Kim Rasmussen próbował nawet gry 7 na 6, ale przyniosło to więcej szkody niż pożytku. Górnik wykorzystał pustą bramkę i zdobył kilka łatwych trafień, wychodząc na prowadzenie 24:19 na 10 minut przed końcem.
Rebud KPR Ostrovia jednak się nie poddała. W końcu złapała rytm i zaczęła odrabiać straty. Kilka trafień Kamila Adamskiego oraz interwencje pobudzonego Sandro Mestricia sprawiły, że w 57. minucie było już tylko 25:23 dla Górnika.
Wtedy jednak znów błysnął Piotr Wyszomirski, który bronił ze skutecznością sięgającą 40%. Mimo jego świetnych interwencji, to gospodarze wciąż byli na fali. Rebud KPR Ostrovia doprowadziła do remisu 25:25 na kilkanaście sekund przed końcem. Ostatnią akcję miał jednak Górnik - rzut Tarasa Minockiego zakończył się niepowodzeniem, a to oznaczało jedno - rzuty karne na rozpoczęcie rywalizacji o brązowy medal.
W nich bohaterem okazał się Sandro Mestrić, który obronił decydującą "siódemkę" Dana-Emila Racotea. Chorwat - podobnie jak w ćwierćfinałowym starciu z PGE Wybrzeżem Gdańsk - szalał z radości. Trudno mu się dziwić - to ogromny krok w stronę pierwszego w historii medalu dla Ostrowa, mimo że wydawało się, iż mecz jest już przegrany. Ostrowianie jednak się nie poddali i odwrócili losy spotkania.
Orlen Superliga mężczyzn, 1. mecz o brązowy medal
Rebud KPR Ostrovia Ostrów Wielkopolski - Górnik Zabrze 25:25 k. 4:3 (13:12)