Początek sobotniego pojedynku wcale nie wskazywał, że już po kilku minutach piotrkowianki uzyskają na tyle wysoką przewagę, aby utrzymać ją do końca spotkania. Jednak kielczankom w pierwszej połowie przytrafiła się prawdziwa czarna seria. W ciągu niespełna 10 minut straciły aż 9 bramek, same nie rzucając przy tym ani jednej. - Tak się zdarza. Do piątej minuty było wszystko w porządku, a potem od 5 do 15 mieliśmy duże kłopoty zarówno w ataku, jak i w obronie. Był to kolejny mecz, gdzie pierwszą połowę gramy beznadziejnie, a w drugiej zaczynamy gonić. Chyba to wszystko tkwi gdzieś w głowach zawodniczek - ocenia trener kieleckiego zespołu Zdzisław Wąs.
Po zakończeniu spotkania szkoleniowiec kielczanek nie był do końca zadowolony z postawy obu swoich bramkarek. - Bramkarki absolutnie nam dzisiaj nie pomogły, zarówno Iwona, jak i Paula, odbiły zbyt mało piłek. Były takie piłki, które decydowały, czy zespół pójdzie dalej, czy nie i gdyby te piłki były odbite, to moglibyśmy zbliżyć się nawet na dwie bramki, a wtedy nie wiadomo, jakby się ten mecz dalej potoczył - ocenia Wąs.
Trener KSS-u przyznaje, że bardzo liczył na wywalczenie dwóch punktów w tym spotkaniu. W kolejnych meczach zadanie to może być bowiem jeszcze trudniejsze. - Szkoda, że tak się stało, bo liczyliśmy, że u siebie wygramy i zdobędziemy dwa punkty, które mogą decydować o play-offach. Łatwiej też zdobywać punkty na własnym parkiecie, niż np. teraz w Elblągu, który w tej chwili zaczyna wygrywać mecz za meczem, i który pokonał niedawno mistrza Polski - kończy Wąs.
Dla szkoleniowca piotrkowianek Roberta Nowakowskiego mecz w Kielcach miał szczególne znaczenie. "Kosa" przez wiele lat reprezentował barwy Iskry i Vive Kielce, z którymi zdobywał medale mistrzostw Polski. Hala przy ulicy Krakowskiej przywołuje na myśl wiele wspomnień. - Człowiek zawsze chciałby przyjechać i odwiedzić znajomych, spotkać się z kibicami, bo zawsze w hali przy ul. Krakowskiej był dreszczyk emocji i to jest nie do zapomnienia - przyznaje Nowakowski.
Zdaniem trenera Piotrcovii jego zawodniczki zbyt szybko uwierzyły, że spotkanie jest już rozstrzygnięte i stąd w drugich 30 minutach KSS-owi udało się odrobić większość strat z pierwszej połowy. - W szatni przestrzegałem dziewczyny, żeby nie zwalniały tempa gry, bo to się zemści. Wiadomo, że każdy zespół chce wygrywać, szczególnie w domu. Druga połowa zdecydowanie pokazała, że dziewczyny z Kielc zaczęły walczyć, grać ostrzej w obronie. My tymczasem zaczęliśmy grać trochę lekceważąco, na trzy czwarte w obronie i na stojąco w ataku - ocenia Nowakowski.
Najskuteczniejsza zawodniczka na parkiecie, zdobywczyni 14 bramek Agata Wypych, zwraca natomiast uwagę, że słabsza druga połowa w wykonaniu piotrkowianek mogła również wynikać ze zmęczenia. Kalendarz spotkań Piotrcovii jest ostatnio bardzo napięty. - W drugiej połowie miałyśmy trochę problemów z powrotem do obrony. Może to nie jest usprawiedliwienie, ale był to nasz trzeci mecz w ciągu tygodnia. Mamy też trochę okrojony skład. Ważne, że wygrałyśmy i to się liczy, bo ostatnio z naszym graniem było różnie i obawiałyśmy się tego meczu. Wiedziałyśmy, że zespół kielecki jest na swoim parkiecie naprawdę mocny - mówi rozgrywająca.
W 17. kolejce PGNiG Superligi Kobiet, KSS zmierzy się w Elblągu ze Startem, a Piotrcovia będzie podejmowała Politechnikę Koszalińska.