- Nieszczęście wydarzyło się, gdy oddawałem tak zwany rzut bieżny. Pięta zablokowała mi się na bardzo przyczepnym podłożu, więc przy skręcie tułowia cały impet poszedł w prawe kolano - mówi Filip Kliszczyk na łamach Gazety Lubuskiej.
Badania rezonansem magnetycznym przeprowadzone jeszcze w Kielcach wykazały zerwanie przedniego więzadła krzyżowego oraz uszkodzenie przyśrodkowego więzadła piszczelowego i łąkotki. Rozgrywającego w najbliższym czasie czeka operacja, która zostanie przeprowadzona w Poznaniu lub Puszczykowie, a później długa rehabilitacja. Zawodnik wróci na boisko za siedem lub być może nawet za dziewięć miesięcy.
Kontuzja Filipa Kliszczyka to wielkie osłabienie dla drużyny z Gorzowa
Szczypiornista mimo dramatu, jakim jest tak poważna kontuzja, stara się patrzeć z optymizmem w przyszłość. - Mam za sobą 15 lat występów w różnych ligach. Grałem w Polsce, Szwajcarii i na Islandii. Napatrzyłem się na różne kontuzje, więc do swojej podchodzę ze spokojem. Zdarzyła się i... tyle. Trzeba ją jak najszybciej wyleczyć. Zbyt lubię grać w piłkę ręczną, by myśleć o zakończeniu czynnej kariery - dodaje.
Brak Filipa Kliszczyka, niekwestionowanego lidera gorzowian, w kontekście walki o utrzymanie w PGNiG Superlidze nie wróży nic dobrego drużynie prowadzonej przez trenera Henryka Rozmiarka.
Źródło: Gazeta Lubuska