- Inauguracja była bardzo udana w naszym wykonaniu. Uważam, że mecz stał na dobrym poziomie - stwierdza Tomasz Malesa. - Było wszystko: walka, błędy, dobre akcje w ataku i w obronie. Mecz mógł się podobać kibicom i wszystkim zgromadzonym na hali - dodaje "Mala". Doświadczony szczypiornista w niedzielny wieczór ośmiokrotnie trafiał do bramki przeciwnika. Malesa jest jednak daleki od hurraoptymizmu i podkreśla zespołową grę swojej drużyny. - Jest siedmiu ludzi na boisku i najważniejsze, żeby wygrać mecz. Co z tego, że ktoś rzuci 8, 10 czy 12 bramek, jeśli drużyna przegra? - pyta retorycznie. - Ktoś pracuje na to, żeby kolega mógł rzucić bramkę. Jest nas siedmiu i każdy pracuje na każdego. Uważam, że to jest klucz do sukcesu.
W najbliższy weekend ciechanowianie zmierzą się z rywalem zza miedzy. Do Ciechanowa zawita mistrz Polski, Orlen Wisła Płock. - Nie ma zadań niewykonalnych - przekonuje Malesa. - Z Nielbą zagraliśmy na 120 procent, natomiast z Wisłą będziemy musieli zagrać na 220 procent. Jeżeli zrealizujemy plan, uda nam się zagrać na naprawdę wysokim poziomie, to postaramy się urwać wiślakom chociaż punkt - zapowiada wychowanek naftowego klubu, który odniósł się również do negatywnych opinii na temat swojego zespołu. - Nie można spisywać na straty kogoś, kto dopiero wchodzi do ekstraklasy. Prosty przykład, beniaminek z Mielca w zeszłym sezonie. Wszyscy skazują Stalówkę na spadek, a ludzie zajmują czwarte miejsce. Dla nas to w sumie dobrze, nie ma jakiejś presji. Boisko i wyniki zweryfikują.
Malesa szczyt formy ma już za sobą, jednak nie zamierza rozstawać się z piłką ręczną w najlepszym wydaniu. Stąd też decyzja zawodnika o przenosinach do Ciechanowa i występach w najwyższej klasie rozgrywkowej. - Zdrowie dopisuje. Chciałem jeszcze troszeczkę pograć, sprawdzić się czy mimo wieku (35 lat) dam sobie radę. Jeśli wszystko będzie po mojej myśli, to pogram ten sezon i następny.
Tomasz Malesa (z prawej) wyrasta na lidera drużyny z Ciechanowa