Azoty zremisowały z mistrzem - punkt zdobyty czy punkt stracony?

Bezcenny punkt w starciu z mistrzem Polski wywalczyli szczypiorniści Azotów Puławy. Podopieczni Marcina Kurowskiego oczko wyrwali w samej końcówce, a mogli nawet wygrać.

Nafciarze w pewnym momencie prowadzili już z Azotami 19:15, gospodarze nie stracili jednak wiary w sukces i z animuszem rzucili się do odrabiania strat. Po czasie wykorzystanym przez Kurowskiego sygnał do ataku dał rzutem z drugiej linii Piotr Masłowski. Chwilę później błąd rywali wykorzystał Dmytro Zinczuk, a gdy na ławkę kar powędrował Adam Wiśniewski, do jednego gola straty zmniejszył Krzysztof Łyżwa.

Na parkiecie zrobiło się nerwowo, sędziowie wykluczyli z gry Grzegorza Gowina i Piotra Chrapkowskiego, a zaraz po tym, jak stan meczu wyrównał Sebastian Płaczkowski, ukarany został Mateusz Kus. Rzut Arkadiusza Miszki obronił jeszcze Piotr Wyszomirski, poprzeczkę obił Adam Wiśniewski, a ostatniej akcji - już w wykonaniu Azotów - nie udało się zakończyć rzutem na bramkę przeciwnika.

- Jesteśmy z siebie dumni, chociaż szkoda straconego punktu, bo w ciągu całego meczu przestrzeliliśmy kilka dobrych sytuacji - nie ma wątpliwości Piotr Masłowski. Pomijając zaciętą końcówkę, która mogła zakończyć się sukcesem każdej z ekip, nie można zapomnieć o kapitalnej dyspozycji Marcina Wicharego. Doświadczony golkiper, przez selekcjonera Bogdana Wentę wciąż niedoceniany, już po czterech minutach miał na koncie dwa wygrane pojedynki sam na sam, w sumie odbił ponad połowę rzutów, obronił też trzy z czterech rzutów karnych.

- Wiedzieliśmy, że Azoty się przed nami nie położą i nie oddadzą meczu bez walki - przyznaje Michał Kubisztal. - Są zespołem, który nie ma gwiazd, ale wkłada serce w to, co robi. Należą im się wielkie gratulacje za to, co pokazali. Puławianie udowodnili, że z nami czy z Vive da się nawiązać walkę i jeśli wyjdzie się na parkiet z wolą zwycięstwa, to można faworytom pogrozić. Mam nadzieję, że dalej tak będą grać i liga stanie się jeszcze ciekawsza - wyjaśnia rozgrywający Nafciarzy.

- Wisła przed meczem była zdecydowanym faworytem i to nie ulega żadnej wątpliwości - dodaje z kolei Masłowski. - Widzieliśmy jak grają, jesteśmy zadowoleni z naszej zdobyczy i na pewno nie można mówić, że remis jest dla nas porażką. Cieszymy się z tego punktu tak, jakby to były dwa oczka.

Co na to doświadczony Grzegorz Gowin? - Obie drużyny mogły wygrać. My nie wykorzystaliśmy kilku dobrych sytuacji, to był jednak mecz na styku, były nerwy, a cały zespół zasuwał i zostawił na parkiecie serce i zdrowie. Z remisu jesteśmy zadowoleni i mam nadzieję, że będziemy grali tak cały sezon.

W ostatnich minutach dobrym wejściem drużynę do gry poderwał Piotr Wyszomirski. - Remis z mistrzem Polski to jest fakt i należy się z tego cieszyć - nie ma wątpliwości golkiper reprezentacji Polski. - Budujemy silną drużynę, początek sezonu w naszym wykonaniu jest bardzo udany. Mam nadzieję, że w kolejnych meczach też będziemy mocno walczyć i tę passę długo utrzymamy - podsumowuje Wyszomirski.

Na fantastyczną partię, jaką rozegrał Marcin Wichary, zwraca uwagę trener Kurowski. - Należą mu się wielkie słowa uznania, w bramce wyczyniał cuda. Przed meczem przestrzegałem chłopaków, że aby strzelić gola, trzeba być skoncentrowanym na 120%, bo jednak gdzieś to w głowach siedzi, że gdy wychodzi się do sytuacji sam na sam, to jest już punkt. A wcale nie, bo golkiper właśnie po to jest, żeby bronić i nasi też często ratują drużynę z opresji - wyjaśnia młody szkoleniowiec.

Wśród obserwatorów spotkania nie brakuje głosów, że gdyby nie fenomenalna postawa Wicharego, Azoty odniosłyby pewne zwycięstwo. Oponenci przeciwstawiają im jednak fakt czterobramkowego prowadzenia płocczan w końcówce meczu, co z kolei spotyka się z ripostą opartą na tym, że w ostatniej akcji piłkę mieli gospodarze. Mecz mógł się więc zakończyć każdym wynikiem, a sumując wszystkie czynniki można stwierdzić, że podział oczek jest rozstrzygnięciem sprawiedliwym.

- Za końcówkę chłopakom należą się wielkie słowa uznania, Wisła prowadziła i przez dziesięć minut już do końca nie potrafiła zdobyć bramki. My rzuciliśmy cztery i mieliśmy piłkę meczową, a ogólnie samo spotkanie mogło się podobać, z obu stron nie zabrakło walki. Dla rywala było to dobre przetarcie przed Ligą Mistrzów, tego oczekiwali i myślę, że się nie zawiedli - podsumowuje Kurowski.

Źródło artykułu: