Trzeba dawać szansę młodym - wywiad z Edwardem Strząbałą, trenerem Politechniki Radomskiej

W swoim ostatnim meczu w pierwszej rundzie sezonu zasadniczego szczypiorniści Politechniki Radomskiej bardzo pewnie pokonali MTS Chrzanów. Niezwykle istotnym elementem tego spotkania był powrót na ławkę trenerską Edwarda Strząbały, który z powodu choroby nie mógł pomóc w ostatnim czasie swoim podopiecznym. Po zakończeniu zawodów szkoleniowiec AZS-u udzielił wywiadu naszemu portalowi.

Piotr Dobrowolski
Piotr Dobrowolski

Piotr Dobrowolski: Pana powrót na ławkę trenerską dał zawodnikom dodatkowy impuls w pojedynku z MTS-em Chrzanów (przez kilkanaście ostatnich dni Politechnika musiała radzić sobie bez chorującego szkoleniowca-przyp.red.)?

Edward Strząbała: Cały tydzień trenowaliśmy razem. Dotknęła mnie choroba, która przydarza się najczęściej dzieciom, czyli półpasiec. Przez jakiś czas mnie nie było, musiałem się wyleczyć, trzeba było to wygrzewać. Wszystko jest już w porządku. Można powiedzieć, że na ten mecz chłopaki się zmobilizowali, grali konsekwentnie, po prostu chcieli wygrać.

W niedzielnym meczu to pana podopieczni dominowali na parkiecie...

- Zgadza się. Do dyspozycji w ataku właściwie nie mam zastrzeżeń. Gorzej było z grą w obronie i nad tym elementem na pewno będziemy musieli popracować na treningach.

Uważa pan, że starcie z MTS-em, mające duże znaczenie, rozstrzygnęło się na przełomie pierwszej i drugiej połowy?

- Zgadza się. Uzyskaliśmy trzy-cztery bramki prowadzenia w pierwszej połowie, a po przerwie powiększyliśmy przewagę. Mecz o punkty, ale strasznie ważny, bo to jest nasz aktualny konkurent w tych dolnych rejonach tabeli.

Będzie pan jakoś specjalnie mobilizował podopiecznych na kolejne spotkanie?

- Zawodnicy doskonale wiedzą o tym, że przed nami nie mniej ważny mecz. Teraz będzie Ostrovia, trzeba powtórzyć zwycięstwo, i wtedy znajdziemy się w środku stawki. Przy takiej grze jak dzisiaj ósme miejsce będzie najgorszym, jakie powinniśmy zająć przed przerwą (świąteczno-noworoczną - przyp.red.).

Planuje pan przeprowadzić jakieś transfery, uzupełnić kadrę?

- Będzie grudzień, styczeń, żeby "domknąć" organizacyjne sprawy, wzmocnić skład jakimś jednym, dwoma młodymi zawodnikami z silnym rzutem. Na Ostrovię dołączy Marcin Gładysz, młody, ułożony bramkarz z Puław. No i Jarosław Sieczka, jesteśmy już dogadani z Politechniką Świętokrzyską.

Może pan przybliżyć jego sylwetkę?

- Trenuje teraz w Puławach. Podpatruje Wyszomirskiego, jest dobry technicznie, ma dwa metry wzrostu. Jest tam trzecim bramkarzem, tam są Stęczniewski, Wyszomirski, więc nie ma szans gry. Młody chłopak, rocznik 1991, 19 lat. Ma 198 cm, jest ułożony technicznie. Jeśli dostanie szansę, to będzie tutaj rywalizował z Filipem Jaroszem.

Taka sytuacja wyjdzie Politechnice tylko na plus...

- Na pewno. To dwóch wysokich chłopaków, "na dorobku", którzy będą chcieli u nas się pokazać, wybić, pomóc, a jednocześnie aby sami się rozwijali, by w przyszłości otrzymać angaż w dobrej drużynie z ekstraklasy.

A z zawodników grających w polu?

- Poza Sieczką, mam na oku dwóch graczy - młodych, z charakterem, wysokich, dynamicznych. Potrzeba nam wzmocnień na prawą połówkę, lewą rękę. Na pewno się znajdą ci dwaj gracze, koszty nie będą zbyt duże, więc organzacyjnie będzie to można załatwić.

Zgodzi się pan, że w pierwszej lidze uzdolnieni gracze, bez doświadczenia, powinni dostawać więcej szans?

- Przede wszystkim w tej lidze trzeba dużo biegać, walczyć. Według mnie powinna się ona opierać na zawodnikach młodych, wybieganych, plus kilku graczy doświadczonych, takich jak u nas Michał Kalita. Trzeba dawać młodym szansę rozwoju, ogrania się.

Nie obawia się pan tego, że z przeprowadzeniem tych transferów będzie taki sam kłopot jak kilka miesięcy temu z pozyskaniem Litwinów - Mindaugasa Tarcijonasa i Jury Hiliuka - oraz Macieja Sieczkowskiego?

- Akurat ci dwaj zagraniczni zawodnicy mieli kontrakty w Hiszpanii. Koszty były bardzo duże jak na nasze możliwości, żeby uzyskać dla nich certyfikaty, a więc trzeba było wnieść opłaty do EHF-u, do Hiszpanii i do polskiego związku. Każdy jeden kosztował więc 18 tysięcy złotych, to dużo jak na nasz klub. Podejrzewam, że z nimi nie przegralibyśmy żadnego meczu, ale pojawiły się kłopoty nie do przeskoczenia.

Czyli w przypadku przyjścia młodych szczypiornistów, o których wcześniej pan mówił, takie komplikacje nie powinny mieć miejsca?

- Z tymi którzy przyjdą, to nie ma tych problemów, trzeba tylko dogadać się z innymi klubami. Musimy brać po prostu takich, na jakich nas stać, a więc głównie stypendium i może sponsor im trochę dorzuci.

Jakie są plany oraz cele, pana i drużyny, na najbliższy czas?

- W drugiej rundzie będziemy chcieli wzmocnić zespół i poprawić jakość gry w obronie i w ataku, aby zdobyć większą ilość punktów i poprawić pozycję w tabeli.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×