Spotkanie bardzo dobrze rozpoczęły wrocławianki, które po 5 minutach gry prowadziły 3:0 po bramkach Martyny Rupp, Alicji Łukasik oraz Małgorzaty Król. Szczecinianki jednak szybko odrobiły straty i po kolejnych 5 minutach gry było już 3:4. Duża w tym zasługa Katarzyny Pasternak, która skutecznie kończyła akcje zespołu gości z lewego skrzydła. Następne minuty to gra bramka za bramkę. Dopiero w 23 minucie po bramce Grażyny Pietras i znakomitej postawie w bramce Magdaleny Słoty AZS zdołał odskoczyć na dwa trafienia (10:8). Do przerwy akademiczki utrzymały dwubramkowe prowadzenie schodząc do szatni przy wyniku 12:10.
Druga połowa to mocne uderzenie gospodyń, które w 33 minucie prowadziły już 15:10. Od tej chwili po dobrych interwencjach Adrianny Płaczek szczecinianki zaczęły odrabiać straty. Jeszcze w 40 minucie akademiczki wygrywały czterema trafieniami (17:13). Następne kilka minut to prawdziwa pogoń szczecinianek - po rzucie Doroty Jakubowskiej był remis po 18. Należy zaznaczyć, że w tym czasie akademiczki nie wykorzystały kilku 100 proc. sytuacji, a także skrzydła podcięły im kontrowersyjne decyzje sędzin. Ostatnie minuty to prawdziwy horror. Straty, nietrafione rzuty z obu stron jeszcze bardziej podnosiły temperaturę spotkania. Ostatecznie po rzucie karnym wykonywanym przez Volhe Piatrovą już po czasie gry SPR Pogoń Baltica Szczecin wygrała swój drugi mecz z kolei zachowując szansę na pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej.
AZS AWF Gardinia Wrocław - SPR Pogoń Baltica Szczecin 20:21 (12:10)
AZS:
Słota, Boczkowska, Olejnik - Wojt, Perek 5, Żakowska 1, Tracz, Grądowa, Wesołowska, Pietras 4, Wiertelak, Łukasik 1, Rupp 5, Król 1, Antoszewska 2, Wynnyk 1
Kary: 8 minut (Grądowa, Rupp, Król, Wynnyk)
Pogoń: Płaczek - Jakubowska 3, Kucharska, Sabała 6, Kicińska 1, Cebula 2, Szymczak, Rostankowska, Piontke, Sagała, Gryglicka, Pasternak 5, Kuznetcova 1, Kuryanowich, Piatrova 3
Kary: 6 minut (Kucharska, 2 x Cebula)
Widzów: 250
Sędziowie: M. Gutowska, U. Gutowska (Kraków)
Duet Brehmer–Skowronek pracuje naprawdę porządnie... przynajmniej tak było w Jeleniej Górze.