Dla doświadczonego rozgrywającego starcie z Miedziowymi było sporym wyzwaniem, po raz kolejny - w związku z kontuzją Michała Bałwasa i odsunięciem od drużyny Wojciecha Zydronia - musiał on bowiem wziąć na swoje barki ciężar gry na lewym skrzydle. Z powierzonej roli wywiązał się znakomicie, pod bramką przeciwnika był bezbłędny i do zwycięstwa swojej drużyny wniósł istotną kontrybucję.
Spotkanie miało wiele faz, a sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Z wysokiego C mecz rozpoczęli puławianie, szybko wypracowując sobie kilkubramkową przewagę. W momencie gdy wydawało się, że różnica dzieląca obie drużyny będzie się już tylko powiększać, czas wziął prowadzący lubinian Jerzy Szafraniec, dzięki czemu szczypiorniści Zagłębie ruszyli do odrabiania strat.
- Na początku prowadziliśmy bodajże czterema bramkami i myśleliśmy, że dalej będzie nam się to udawać. Później przytrafiło nam się jednak parę mniej udanych akcji, niecelnie podawaliśmy do koła i z tego poszły kontry, które świetnie wykorzystał dobrze dysponowany Gumiński. Rywale po prostu trafiali po naszych błędach w ataku - wyjaśnia Witkowski w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Na przerwę puławianie schodzili z nikłą stratą, a tuż po rozpoczęciu drugiej części rywale przewagę powiększyli i wydawało się, że mecz mają już pod kontrolą. Lubinianie grali dobrze w obronie i skutecznie w ataku, a ich przewaga przed dłuższy okres oscylowała w granicach trzech, czterech bramek. W samej końcówce gospodarze zdołali jednak przeciwnika dogonić i rozstrzygnąć losy meczu na swoją korzyść.
Witkowski przyznaje, że wpływ na przebieg spotkania miały informacje, które dotarły do Puław z... Zabrza, gdzie NMC Powen do przerwy prowadził z Vive Targami Kielce różnicą czterech trafień. Takie rozstrzygnięcie, przy jednoczesnej porażce Azotów sprawiłoby, że podopieczni Marcina Kurowskiego w tabeli osunęliby się na szóstą pozycję.
- Jak usłyszeliśmy o wyniku z Zabrza, to wyzwoliła się w nas jeszcze większa złość i determinacja, żeby to spotkanie rozstrzygnąć na swoją korzyść i utrzymać piątą lokatę. Rywalom z kolei najwyraźniej zaczęły trząść się ręce, a dobrą zmianę w naszym zespole dał Maciej Stęczniewski, który wybronił parę trudnych sytuacji. My do tego dorzuciliśmy swoje i dzięki temu udało się wygrać - cieszy się doświadczony rozgrywający.
Sobotnie spotkanie było jednak tylko przygrywką do tego, co czeka puławian w ciągu najbliższych tygodni. Już w najbliższy weekend szczypiorniści Azotów rozpoczną bowiem walkę w ćwierćfinale mistrzostw Polski. - Stal jest trudnym przeciwnikiem, ale pojedziemy tam zostawić wszystkie siły na parkiecie. Chcemy wygrać, choć rywal jest zespołem nieobliczanym - zapowiada Witkowski. Dla niego, jako rodowitego puławianina, medal zdobyty z Azotami miałby wartość szczególną.