Podopieczni Damiana Wleklaka i Daniela Waszkiewicza w rozgrywanym w katowickim Spodku spotkaniu rewanżowym obronili siedmiobramkową zaliczkę z pierwszego starcia, choć momentami na parkiecie robiło się gorąco. Przyjezdni prowadzili nawet różnicą trzech trafień, Polacy wytrzymali jednak napór rywala i po przerwie punktując go spokojnie i konsekwentnie.
- Graliśmy tak samo, jak na Litwie. Rywal to niezły zespół, dobrze stanęli w obronie 5-1, pomogła im też bramka. Nie wydaje mi się, abyśmy byli rozluźnieni wysokim prowadzeniem z pierwszego meczu. Gdy przegrywaliśmy trzema trafieniami, dalej graliśmy konsekwentnie swoją grę, starając się odrabiać bramkę za bramkę, nie na hurra. To dało efekt - relacjonuje Bartłomiej Jaszka.
Sukces biało-czerwonych nabiera szczególnej wagi w świetle innych eliminacyjnych rozstrzygnięć, w styczniowym turnieju zabraknie bowiem między innymi Szwedów i Norwegów. - To fakt, że poziom europejskiej piłki ręcznej się wyrównuje i jest coraz ciężej - nie ma wątpliwości rozgrywający reprezentacji Polski.
Jaszka w rozmowie ze SportoweFakty.pl odniósł się także do kongresu w Monte Carlo, podczas którego rozstrzygnie się kwestia organizacji mistrzostw Europy 2016. - Na pewno chcielibyśmy, by przydzielono nam ten turniej. To byłoby coś niesamowitego i wspaniałego, zagrać przed własną publicznością i być niesionym dopingiem przez polskich kibiców - podsumowuje gracz Fuchse Berlin.