Alicja Chrabańska: Powróćmy jeszcze na kilka chwil do ubiegłego sezonu. Szóste miejsce to spełnienie marzeń czy raczej oczekiwań?
Bogdan Kmiecik: Ta lokata to spełnienie oczekiwań. Przed sezonem mogliśmy mówić o tym jako o marzeniu. W trakcie sezonu, kiedy widzieliśmy jak drużyna się rozwija i zaczyna grać coraz lepiej to szóste miejsce było już nie marzeniem, ale bardzo realistycznym, pozytywnym celem.
Kluczem do osiągnięcia tego celu było…
- W pierwszej linii kadra zawodnicza. Mamy kilku klasowych zawodników. Myślę, że i zarząd dołożył swoją cegiełkę. Zmieniamy się jako klub, a to też ważne. Nie sposób zapomnieć o doświadczeniu trenera, który w sytuacji kryzysowej, kiedy przegrywaliśmy i mieliśmy bardzo mało punktów, potrafił zmobilizować drużynę i odkręcić sytuację. Dwa lata temu nam się to nie udawało, nie umieliśmy się odbić od dna. Tym razem było inaczej. Co prawda doszły dwa wzmocnienia w postaci Grzegorza Garbacza i Artura Banisza, ale z drugiej strony były też dwie kontuzje Darka Mogielnickiego i Michała Szolca.
Czy jest jakaś szczególna decyzja, którą pan podjął i po całym sezonie może pan powiedzieć, że to był strzał w dziesiątkę?
- Konsekwencja działania i dążenie do celu. Ale to nie tylko moja konsekwencja, ale też trenera i zawodników. Ważne, że się nie załamaliśmy, bo były trudne momenty, kiedy przegrywaliśmy jedną bramką, kiedy musieliśmy się pożegnać w trakcie sezonu z zawodnikiem… Mimo tego wierzyliśmy, że jesteśmy ciągle na dobrej drodze.
Doskonałą decyzją było chyba także zatrudnienie trenera Bogdana Zajączkowskiego…
- Jako cel postawiliśmy sobie stworzenie klubu profesjonalnego, a jednym z kroków ku temu było zatrudnienie szkoleniowca z najwyższej półki, który ma doświadczenie, know-how, sukcesy. Szukaliśmy osoby, która by coś wniosła do klubu, która by nam pokazała jak to wygląda od strony trenerskiej. Ciężko było takiego trenera znaleźć, bo wielu takich w Polsce nie ma, a część z tych którzy są była już zajęta. Z Bogdanem Zajączkowskim to był przypadek. Wracał z kontraktu zagranicznego i był wolny. Nie był on co prawda zainteresowany powadzeniem klubu amatorskiego, ale wyjaśniłem jakie zmiany chcemy poczynić. Po spotkaniach, rozmowach udało nam się zakończyć negocjacje porozumieniem.
Jedną z najważniejszych zmian była profesjonalizacja klubu. Co przekonało pana, aby jednak spróbować?
- Inaczej się nie da grać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Dwa lata temu nie wiedziałem dokładnie jakie prawa rządzą ekstraklasą, jaka przepaść jest między I ligą, a klasą wyżej. Uczyliśmy się jak to powinno wyglądać organizacyjnie. Kiedy już miałem tę wiedzę były dwie opcje albo się dostosujemy i pójdziemy naprzód, albo damy sobie spokój. Spokoju nie dałem i rozpoczęliśmy zmiany organizacyjne i kadrowe. Wzmocniliśmy się nawet na rozgrywki I ligi, po spadku. A to nie jest łatwe, bo wiele osób się poddaje. Z zadłużonego klubu, bez większych perspektyw zaczęliśmy budować klub profesjonalny. Jesteśmy teraz w trakcie tej transformacji, bo to nie koniec zmian.
Jakich zmian możemy się spodziewać teraz?
- Chcemy zmienić formę prawną ze stowarzyszenia na spółkę akcyjną. W spółce akcyjnej jest faktyczny właściciel, każdy kto kupuje akcje jest współwłaścicielem. W stowarzyszeniu są tylko członkowie, których losy klubu interesują bardziej lub mniej. I tak de facto nikt nie czuje się odpowiedzialny. W spółce akcyjnej jest przejrzystość, odpowiedzialność i nie można jej ot tak nagle do kosza wrzucić.
Skoro mówimy o profesjonalizacji, zmianach i gonieniu najlepszych to ile jeszcze brakuje NMC Powen organizacyjnie do czołówki?
- Brakuje nam bardzo dużo doświadczenia. Teraz przerabiamy etap ekstraklasy, play-off, ale mam nadzieję, że przed nami jeszcze europejskie puchary, które dają kolejne doświadczenia. Dzięki takim rozgrywkom poznajemy inne realia, uwarunkowania.
A jeśli chodzi o kadrę zawodniczą to jak daleko wam do ekip medalowych?
- Nie sądzę, że jesteśmy ekipą medalową. Wszystko zweryfikuje boisko. Na papierze już niejeden był na podium, a kończyło się zupełnie inaczej. Były przypadki, że było na odwrót, jak chociażby przykład Stali Mielec. Podium jest wysokim celem. W zasadzie to dwa pierwsze miejsca są już rozdane, a jest kilka zespołów, które chciałby ugrać to trzecie miejsce, a nawet czwarte czy piąte z możliwością udziału w europejskich pucharach. Zakładanie gry o medal byłoby teraz na wyrost.
Jeszcze niedawno na Śląsku mówiło się dość gorzko o tym, że śląskie zespoły są w lidze traktowane z dużą rezerwą i niechęcią…
- Wiele ze śląskich klubów, w tym do niedawna nasz, nie zasługiwały na grę w najwyższej klasie rozgrywkowej. Nic nie wnosiliśmy do ligi, poza biedą, słabym poziomem sportowym i organizacyjnym. Nikt na nas w ekstraklasie nie czekał, bo po co. Kibice nie przychodzą, atrakcyjności rozgrywek też brak. I sądzę, że tu tkwił problem. Trzeba coś wnieść swoją obecnością, aby być traktowanym poważnie.
Są widoczne zmiany, jest dobry wynik, doświadczony trener. Czy łatwiej jest namówić teraz do gry w Zabrzu takich zawodników jak np. Patryk Kuchczyński?
- Oczywiście, że zakontraktowanie takiego gracza wymaga wysiłku. Każdy człowiek ma pewną opinię na dany temat, jakieś zdjęcie sytuacji. Zawodnik słucha co się dzieje w klubie, wie, obserwuje. Ale w pewnym momencie poznaje zarząd, zaczynamy rozmowy, mówimy jakie mamy oczekiwania. Nie jesteśmy już drużyną, o której myśli się, że gra tutaj to katastrofa. Doszło do nas kilku graczy i przedłużyli kontrakty, przedłużył umowę trener Zajączkowski i to też sprawia, że jesteśmy inaczej w środowisku postrzegani. Kontakty z innymi piłkarzami są już łatwiejsze niż jeszcze rok temu. Zawodnicy chcą z nami rozmawiać, cieszą się z zainteresowania nimi.
Pozyskiwanie klasowych zawodników to konieczność. Z drugiej strony to jednak konieczność pozbycia się z drużyny graczy, którzy są często blisko z klubem związani, jak chociażby Michał Szolc. Żal się z takimi szczypiornistami rozstawać?
- To była bardzo trudna decyzja. Michał jest mi bardzo bliski, pracuje u mnie, pomagał mi w tworzeniu klubu. Profesjonalizacja oznacza, że pozostaje coraz mniej miejsca na pracę, jest więcej treningów i są one bardziej intensywne. Michał zdecydował, że chce kontynuować karierę pracowniczą i po piłce ręcznej budować życie. Do tego doszła kontuzja i rehabilitacja. To była ciężka decyzja, ale w sporcie tak już jest.
Czy kadrę NMC Powen Zabrze możemy uznać za zamkniętą?
- Sądzę, że kadra jest zamknięta. Chyba, że pojawi się na rynku transferowym osoba, która by do nas bardzo pasowała wówczas się nad tym zastanowimy. Ale to nie jest nasz priorytet. Chcemy budować wyższy poziom na bazie tego co mamy, bo udało nam się zatrzymać wszystkich zawodników, na których nam zależało. Jedyną niewiadomą jest Dariusz Mogielnicki, który nie może sobie pozwolić na porzucenie pracy pozasportowej. Zawodnik będzie uczestniczył w przygotowaniach i mam nadzieję, że z powodzeniem. Jeśli tak się stanie to Darek zostanie naszym zawodnikiem na przyszły sezon.
Rozmawiamy tylko o klubie, ale przecież w świecie polskiego szczypiorniaka dzieje się teraz sporo…
- Zgadza się, dostaliśmy organizację Mistrzostw Europy 2016. To ogromny sukces i wspaniała promocja polskiej piłki ręcznej, tym większy, że decyzja zapadła jednogłośnie. Chciałbym serdecznie pogratulować polskiej delegacji, która reprezentowała kraj w Monte Carlo. Gratulacje składam też na ręce wszystkich, którzy pracowali przy projekcie i prezentacji, dzięki którym otrzymaliśmy tę szansę. Ponad trzy lata to dużo i mało. Mało, bo przypomnijmy sobie jak niedawno cieszyliśmy się z wyboru Polski na współorganizatora piłkarskiego Euro, a dziś impreza ta zmierza do końca. Z drugiej strony przez te trzy lata można wiele zrobić i na to liczymy. Ze swej strony dołożymy wszelkich starań, aby wspomóc ZPRP w przygotowaniach to tej imprezy.
Wciąż się zmieniamy - rozmowa z Bogdanem Kmiecikiem, prezesem KS Handball Zabrze
W sezonie 2011/2012 NMC Powen Zabrze odniosło sukces. Szóste miejsce w lidze to zasługa doświadczonego trenera, pracowitych zawodników, ale i zarządu klubu, który nie poddał się w trudnych momentach.