Czeka nas największy mecz w historii ligi - rozmowa z Larsem Waltherem, trenerem Orlen Wisły Płock
Lars Walther, trener Orlen Wisły Płock opowiada w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl o dotychczasowych występach Nafciarzy, formie poszczególnych graczy oraz nadchodzącym meczu z Vive Targi Kielce.
Maciej Wojs: Na początek chciałbym porozmawiać o meczu w Zabrzu. To był trudny pojedynek, prawda?
Lars Walther: O tak, zdecydowanie. Na dobrą sprawę jeszcze w żadnym meczu ligowym nie mieliśmy takich problemów. Tamten tydzień był jednak dla nas trudny. Trzech chłopaków nie trenowało ze względu na kontuzje, czterech było chorych, więc jeśli ktoś zapytałby mnie przed meczem, czy zwycięstwo sześcioma bramkami mnie satysfakcjonuje, odpowiedziałbym: tak.
Jakie były klucze do zwycięstwa w meczu?
- Przede wszystkim chyba to, że nie staraliśmy się zbyt dużo myśleć o rywalu. Robiliśmy swoje. Pierwotnie planowaliśmy grę 5-1, by wyłączyć Stodtkę, ale on nie rzucał zbyt dużo, więc zrezygnowaliśmy. Najważniejsza była jednak defensywa, która nieźle funkcjonowała, i kontrataki. Nie jestem natomiast zadowolony z gry w ataku pozycyjnym. Graliśmy powoli, gdzieś z tyłu zostawiliśmy taktykę no i ci sędziowie... Ostatnie dziesięć minut było dość kontrowersyjne. Powinniśmy zakończyć tę grę trochę wcześniej.
Przyglądałem się panu w trakcie meczu i niektóre decyzje sędziowskie wprawiały pana wręcz w szał.
- Ich niektóre decyzje były po prostu bardzo dziwne, bo gdyby gwizdali to samo w obie strony, wówczas nic bym się nie odzywał. Niestety tak nie robili. Dziwne było też to, że wszystkie decyzje podejmował tylko jeden z nich. On gwizdał, drugi w ogóle się nie odzywał. Jeśli oni nie rozumieją się nawzajem, jak zawodnicy i kibice mają zrozumieć ich?- Nie, w żadnym wypadku. To było proste zadanie, zawodnicy sami bardzo dobrze rozumieją się na boisku, wiedzą jak ze sobą grać, także polscy gracze dobrze się wpasowali do tej mieszanki. Może jedynie Ivan Nikcević potrzebował troszkę więcej czasu, by dojść do siebie po igrzyskach olimpijskich, bo był bardzo zmęczony. Wierzę, że wkrótce zobaczymy już jego odpowiednią dyspozycję i jakość. Gra na igrzyskach kosztuje wiele sił, zresztą w Kielcach też kilku zawodników brało w nich udział.
A co z Bostjanem? W porównaniu do zeszłego sezonu, Kavasowi daleko do tamtej dyspozycji.
- Ostatnie trzy miesiące były dla Bostjana bardzo trudne, bo cały czas bolały go plecy. Dopiero dziesięć dni przed meczem z Zabrzem ból ustąpił. Przez ten czas stracił jednak swój rytm w rzucaniu, a przede wszystkim trochę pewności siebie. Teraz potrzebuje czasu i ciężkiej pracy, by powrócić do dawnej dyspozycji. Nie znam jednak innego zawodnika, który pracuje tak ciężko jak Bostjan, więc wierzę, że może już w meczu z Kielcami pokaże swoją jakość.Ten listopadowy mecz z Kielcami będzie największym w historii polskiej ligi? W obu zespołach jest przecież wielu reprezentantów krajów.
- Zgadzam się. Bez wątpienia będzie to kluczowy mecz jak do tej pory i myślę, że wszyscy mogą spodziewać się niezwykle emocjonującego spotkania. W mojej ocenie o zwycięstwie zadecyduje dyspozycja dnia. Ten, kto będzie wówczas lepszy zgarnie dwa punkty, o porażce decydować będą szczegóły. Musimy być bardzo skoncentrowani tego dnia.
Dochodzimy chyba do kluczowego pytania: czy to jest rok, a przede wszystkim czy to jest zespół, który odzyska mistrzostwo Polski?
- Myślę, że mamy ku temu odpowiednie predyspozycje. Zdajemy sobie sprawę z tego jak mocny zespół mamy. Dwa lata temu, kiedy zdobywaliśmy mistrzostwo wiele było niepewności, nikt na dobrą sprawę w nas nie wierzył. Teraz natomiast czujemy to, że ludzie w nas wierzą, to także bardzo pomaga zespołowi. Z tygodnia na tydzień rośniemy w siłę i myślę, że wspięliśmy się na wyższy poziom jeśli chodzi o jakość gry i potencjał. Jestem z tego bardzo szczęśliwy.