Krzysztof Kempski: Po tym, co można było zaobserwować, zresztą nie pierwszy już raz, to śmiało można stwierdzić, że Zagłębie "leży" Pogoni. Przegrałyście w ostatnich sekundach, ale po walce.
Katarzyna Sabała: Tak, to prawda. Muszę przyznać, że Lubin nam leży, zarówno ich obrona jak i waleczność. Lubimy grać jeden na jeden. To było widać. Szkoda tego meczu, bo przeciwnik był w naszym zasięgu. Mamy nad czym pracować. Mamy przestoje i przez to dziewczyny nas dogoniły. Będziemy musiały nad tym popracować, ale ogólnie z meczu jestem bardzo zadowolona. Nie poddałyśmy się.
Ten mecz był festiwalem rzutów karnych. Przyznam, że aż tylu w jednym meczu nie pamiętam i jest to jednak stosunkowo rzadkie zjawisko.
- Brutalnie było tak z jednej, jak i z drugiej strony. Zagłębie słynie z takiej właśnie obrony. My się pod nią dostosowałyśmy i tak to wyglądało. Ciężka walka, ale ogólnie było ok.
Drugą sprawą, na którą warto zwrócić uwagę był styl gry, jaki narzuciłyście rywalowi. Akcje rozwijały się w naprawdę imponującym tempie. Tego w Szczecinie jeszcze nie było.
- Taka była taktyka. Miałyśmy grać za każdym razem szybko, kontry w drugie tempo. Trener zwracał na to uwagę. Piłka ręczna jest teraz szybka. Zagłębie nie nadążało się ustawiać. Z jednej jak i z drugiej strony można było łatwo skontrować. Zawodniczki rywalek tak szybko nie wracały, a my chciałyśmy to wykorzystać. Myślę, ze w pewnym stopniu to nam się udało.
Rzeczywiście Zagłębie wydawało się być zaskoczone taką grą szczecinianek. Ile było w tym zasługi trenera Struzika?
- Myślę, że nowy trener podniósł nas na duchu. Nastawił nas psychicznie do tego meczu bardzo dobrze. Miałyśmy rozmowę przed spotkaniem i myślę, że to też poskutkowało. Po prostu uwierzyłyśmy w siebie i zagrałyśmy tak, jak potrafimy.
Przy tej ostatniej akcji mogła pani powtórzyć wyczyn Roberta Orzechowskiego. Trafiła pani jednak w słupek. Zabrakło tych kilku centymetrów.
- Śmiałyśmy się z koleżankami, że chciałam być jak Orzechowski. Wtedy byłabym bohaterką, ale niestety nie udało się.
Następny rywal to SPR Lublin. Potem czekają was też wyjazdy do Kielc, Gdyni i Koszalina. Przyzna pani, że terminarz nie będzie was rozpieszczał.
- Tak, ale pokazałyśmy w tamtej rundzie, że jednak potrafimy grać także z tymi lepszymi zespołami. Już nie jesteśmy tą drużyną co w tamtym roku i nie boimy się nikogo. Myślę, że z każdym możemy powalczyć.
Nowa miotła w Szczecinie zadziałała?
- Nie chcę wiele na ten temat mówić. Minęło raptem trzy dni. Trener u nas tak naprawdę wiele nie zmienił. Jestem jednak pozytywnie nastawiona i myślę, że będzie coraz lepiej.