Ján Packa o kulisach odejścia z Lublina

W ubiegłym tygodniu szkoleniowiec Ján Packa pożegnał się z SPR Asseco Business. Słowak na łamach prasy w swojej ojczyźnie przedstawił własny punkt widzenia w sprawie jego odejścia z mistrzyń Polski w piłce ręcznej. Ma żal do działaczy, iż ci rozstali się z nim w nieprzyjemny sposób.

- Nie wiem jak wytłumaczyć to, co się stało. Odwołali mnie bez żadnego słowa wyjaśnienia. Po sześciu tygodniach ciężkiej pracy nie przyjąłem tego dobrze. Gdy wróciłem po urlopie do Lublina, zauważyłem, że klub ma pewne problemy, te same co w ubiegłym roku. Przyrzeczenia złożone po zdobyciu mistrzostwa znowu zostały tylko obietnicami. Zawodniczki przyszły do mnie, iż już trzeci miesiąc nie dostały wypłaty. Co miałem im powiedzieć? Jedynie to, że nie ponoszę za to odpowiedzialności. To sprawa innych osób - stwierdził Packa. Słowak ma świadomość, że do jego odwołania przyczyniły się niektóre szczypiornistki.

- W Lublinie jest siedem zawodniczek, które liczą sobie więcej niż trzydzieści lat. Im ciężka praca nie bardzo odpowiada. Swoją rolę odegrał także wypadek, któremu ulegliśmy trzy tygodnie temu w czasie powrotu ze zgrupowania w Gdańsku. Nasz autobus wpadł w poślizg i przy dużej prędkości wpadł na drzewo. Na szczęście nie doszło do poważnych zranień. U czterech osób stwierdzono wstrząs mózgu, a ja doznałem pęknięcia kości ręki - dodał Packa.

Komentarze (0)