Tomasz Kasprzak: Długo na to czekaliśmy

KPR Legionowo zagra w przyszłym sezonie w PGNiG Superlidze. - Awans to dopiero pierwszy krok - nie kryje w rozmowie ze SportoweFakty.pl Tomasz Kasprzak.

Podopieczni Jarosława Cieślikowskiego i Marcina Smolarczyka promocję do najwyższej klasy rozgrywkowej zapewnili sobie na tydzień przed zakończeniem sezonu. - Uwierzyliśmy w ten awans dopiero w trakcie meczu z Warmią Olsztyn, gdy zdołaliśmy wyjść na wyższe prowadzenie - przyznaje Kasprzak.

Szczypiorniści beniaminka do ostatnich meczów ligowych podchodzili z dużą ostrożnością. - Po wpadce i remisie z Arotem Leszno dostaliśmy zimny prysznic. Nie byliśmy przyzwyczajeni do tego, że ktoś może nam w tej lidze podskoczyć. Musieliśmy zacząć bardziej uważać, bo w przypadku jeszcze jednej wpadki cały rok pracy mógł nam wypaść z rąk, a przed nami było jeszcze pięć meczów, z których musieliśmy wygrać cztery. Każdy z tych zespołów miał o co walczyć i nikt łatwo punktów oddać nie zamierzał - relacjonuje obrotowy legionowskiej siódemki.

Zwycięstwo nad Warmią było dla kilkunastu zawodników KPR-u zwieńczeniem długiej drogi, jaką przeszli oni w ciągu paru ostatnich lat. - Czekaliśmy na to wszystko sporo czasu i walczyliśmy o ten sukces ze względu na nasze perypetie nawet zbyt długo. Część zawodników naprawdę zasłużyła na to osiągnięcie. Cieszę się bardzo, że wreszcie nam się udało - nie kryje Kasprzak.

Doświadczony zawodnik doskonale zdaje sobie jednak sprawę z tego, że dopiero teraz drużynę czeka ciężka praca. - Awans to jest pierwszy krok. Po nim trzeba przecież się utrzymać i coś w tej najwyższej lidze zaprezentować - przyznaje zawodnik KPR-u.

- Wiadomo, że w ekstraklasie są od nas zespoły bardziej doświadczone i mocniejsze fizycznie - podsumowuje Kasprzak. - My będziemy musieli to nadrobić i się tego nauczyć. Kilku naszych zawodników grało już tam i wie, z czym to się je. Drugą i pierwszą ligę dzieli przepaść, różnica między pierwszą a ekstraklasą jest jeszcze większa. Awansować to jedno, ale potem się utrzymać? To jest dopiero sztuka.

Źródło artykułu: