Górnik Zabrze nie najlepiej rozpoczął rozgrywki PGNiG Superligi Mężczyzn. Drużyna z Wolności po czterech kolejkach legitymuje się bilansem zwycięstwa, remisu i dwóch porażek. W sobotni wieczór śląska drużyna dała sobie urwać punkty we własnej hali w meczu z Gaz-System Pogonią Szczecin.
Szczególnie słabo Trójkolorowi wyglądali w pierwszych fragmentach spotkania, dając sobie rzucić dziesięć bramek, w odpowiedzi trafiając zaledwie trzy razy. - Rozpoczęliśmy katastrofalnie. Graliśmy bardzo zachowawczo, nie podołaliśmy w głowach wyzwaniu, jakie przed nami czekało. Pogoń rozpoczęła bez kompleksów i ofensywnie, co dało jej wysokie prowadzenie - ocenia Patrik Liljestrand, trener zabrzańskiej drużyny.
Stratę punktu w meczu z Portowcami szkoleniowiec Górnika nie brał jako tragedię. - Pogoń to naprawdę dobry zespół i to nie podlega żadnej dyskusji. W tym meczu jednak, to nie rywale grali świetnie, a my nie umieliśmy długimi fragmentami wejść na właściwy poziom. Nie umieliśmy wykorzystywać prostych sytuacji i zmarnowaliśmy cztery rzuty karne, więc trudno było myśleć o lepszym wyniku - przyznaje opiekun górniczego zespołu.
Zabrzanie nie byli też w stanie wykorzystać atutu w postaci gry w przewadze, a okazji ku temu nie brakowało. Sędziowie karali szczypiornistów ze Szczecina dwuminutową karą aż sześć razy. - Grając w sześciu na pięciu czy w sześciu na czterech musimy rzucać bramki i odrabiać straty lub powiększać przewagę. My jednak mieliśmy z tym ewidentnie problem. Cieszę się, że w końcówce udało nam się wyrównać i zdobyliśmy chociaż punkt. Ten wynik po tym meczu mnie zadowala - puentuje szkoleniowiec drużyny z Wolności.