Po spotkaniu szkoleniowiec MKS Zagłębia Lubin nie mógł mieć jedynie pretensji do Dawida Przysieka, Mikołaja Szymyślika i najskuteczniejszego w sobotę Wojciecha Gumińskiego. Ta trójka zawodników zdobyła łącznie aż dwadzieścia pięć bramek, co stanowiło 78 proc. całego dorobku lubińskiej drużyny. Jak twierdzi trener, to obrona okazała się być piętą achillesową jego zespołu. Współpraca z bramkarzem też nie funkcjonowała najlepiej, o czym może świadczyć tylko pięć udanych interwencji na cały mecz.
- Do takich zawodników jak Krzysztof Łyżwa, Adam Babicz czy Michał Szyba trzeba wychodzić przynajmniej na dziesiąty metr, a tak się nie stało. Do tego straconych bardzo dużo bramek. Bramka nie funkcjonowała, ale jak ma funkcjonować skoro nie ma wsparcia? - powiedział po spotkaniu opiekun gospodarzy.
W drugiej połowie wymogłem, wręcz nakazałem wysoką obronę, która coś przyniosła. Odrobiliśmy kilka bramek i pojawiła się szansa na równorzędną walkę. Niestety straciliśmy w końcówce dużo sił i przeciwnik wykorzystał naszą niemoc. Mam pretensje do swoich zawodników o postawę w defensywie i współpracę z bramkarzem
- dodał szkoleniowiec.
Kibice MKS Zagłębia Lubin chcą oglądać szczypiornistów w dobrej formie, którzy zaczną gromadzić punkty, zwłaszcza w tych meczach rozgrywanych przed własną publicznością. Czy to możliwe?
- Oczywiście, że jest to możliwe. Drużyna musi być wyrównana, druga siódemka, czy zmiennicy, którzy wchodzą a obraz gry nie ulega zmianie. My niestety mamy dość okrojony skład przez kontuzje. W związku z tym wiemy, że wynik zaczyna kształtować się kwadrans przed końcem i to jest właśnie newralgiczny moment - stwierdził szkoleniowiec Dariusz Bobrek.
W następnym meczu MKS Zagłębie Lubin zmierzy się u siebie w środę z Orlen Wisłą Płock.