Lublinianie występy na zapleczu PGNiG Superligi rozpoczęli od wyjazdowej porażki w Sosnowcu z Zagłębiem różnicą siedmiu bramek. Tydzień później ekipa trenera Mieczysława Grandy zremisowała na własnym parkiecie z ŚKPR-em Świdnica (28:28), co z uwagi na problemy kadrowe drużyny uznano za dobry wynik. W kolejnych tygodniach tak przyjemnie już nie było i Akademicy byli rozbijani kolejno przez MKS Kalisz (14 bramek różnicy), Olimpię Piekary Śląskie (18 trafień), UKS Olimp Grodków (19 bramek) Viret CMC Zawiercie (21 bramek). Przed wyjazdem na parkiet Śląska Wrocław nastroje w zespole były minorowe.
- Wiadomo, że delikatnie mówiąc nie jesteśmy faworytem. W sporcie wszystko może się zdarzyć, jednak patrząc na tabelę i ostatnie nasze wyniki, gdzie każdy mecz przegrywamy różnicą przynajmniej dwunastu czy trzynastu bramek, to obiektywnie mówiąc we Wrocławiu nie mamy co szukać punktów - mówił przed tym spotkaniem Jakub Ignaszewski.
Akademicy ostatecznie przegrali z liderem rozgrywek 19:38 i spadli na przedostanie miejsce w ligowej tabeli. - Przeskok z II ligi do I ligi jest bardzo ciężki i rzeczywistość jest dla nas brutalna ostatnio. Ten mecz trzeba po prostu traktować jako doświadczenie, które może pomoże nam wygrać spotkania z teoretycznie słabszymi rywalami - uważa Ignaszewski.
Tych meczów z rywalami o zbliżonym potencjale kadrowym w obecnej rundzie rozgrywek nie zabraknie, choć w kilku z nich Akademicy punkty już potracili. Ignaszewski obawia się, że na drużynę demobilizująco wpłynąć może ta długa seria wysokich porażek. - Liga jest długa, ale najgorsze jest to, że wygrywanie i przegrywanie jest pewnym nawykiem. Tak jak w zeszłym sezonie wszystko wygrywaliśmy i to tworzyło atmosferę, tak teraz boję się, że te porażki źle wpłyną zwłaszcza na tych młodszych graczy - kończy. Kolejny mecz lublinianie rozegrają z AZS-em Przemyśl.