Kontynuacja koszmarnego snu - relacja z meczu Gwardia Opole - Zagłębie Lubin

Beniaminek PGNiG Superligi przegrał u siebie po raz piąty w obecnym sezonie. Jego nadzieje na sukces ponownie zostały pogrążone w drugiej połowie.

Oba zespoły walczyły o przysłowiowe "sześć punktów". Przed pierwszym gwizdkiem sędziego dzieliła je bowiem różnica zaledwie 2 "oczek". W Opolu bardzo mocno wierzono, że Gwardia zwycięży na własnym terenie po raz pierwszy w sezonie.

Początek spotkania pokazał, iż te nadzieje nie były bezpodstawne. Gospodarze narzucili mocne tempo, a do lubińskiej bramki bezlitośnie trafiali Remigiusz Lasoń i Michał Szolc (4:1). Podrażniony takim obrotem sprawy Jerzy Szafraniec poprosił o czas już w 7. minucie.

Uwagi trenera gości nie od razu przełożyły się na poprawę gry lubinian. Na parkiecie ciągle rządził i dzielił Lasoń, doskonale wywiązując się ze swojej podstawowej roli - głównej armaty. Niemal wszystkie jego rzuty z drugiej linii lądowały w siatce rywala, do której tylko w pierwszej połowie trafił aż 7 razy (13:10). Jak się później okazało, był to koniec indywidualnych popisów tego gracza.

Szczypiorniści Zagłębia wykazali się sporą cierpliwością. Pierwszy sygnał do odrabiania strat dał Dawid Przysiek. Reżyser gry ekipy z Lubina parokrotnie popisał się niesygnalizowanymi rzutami z podłoża i niemal natychmiast otrzymał "plastra" w postaci Pawła Prokopa. Tę taktykę w obronie miejscowi realizowali do 30. minuty. Wyłączenie środkowego rozgrywającego nie przeszkodziło przyjezdnym w dogonieniu wyniku tuż przed przerwą (15:15). Największy udział w odrobieniu strat mieli skrzydłowi Wojciech Gumiński oraz Michał Bartczak.

Przez większość drugiej części widowiska, obie drużyny szły łeb w łeb. Jednobramkowe prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie. Z każdą minutą było jednak widać, że inicjatywa stopniowo przechodzi na stronę zawodników z Dolnego Śląska.

Gwardziści zdobywali kolejne bramki z coraz większym trudem. Nie licząc Marko Vukcevica, rozgrywający beniaminka nie mieli już tak wielkiej siły rażenia jak we wcześniejszych fragmentach rywalizacji. Miedziowi rzucili z kolei wieli łatwych goli po szybkich wznowieniach, z których najowocniej korzystał obrotowy Jarosław Paluch. Coraz lepiej wyglądała też współpraca Przysieka z Michałem Stankiewiczem w ataku pozycyjnym i okazała się ona ważnym czynnikiem przechylającym szalę na korzyść Zagłębia.

Wyłącznie dzięki kilku fenomenalnym paradom Adama Malchera, losy starcia rozstrzygnęły się dopiero pomiędzy 50. a 55. minutą. Gwardia przegrała ten okres 1:4, a ze stanu 28:28 zrobiło się wówczas 29:32. Podopieczni Szafrańca spokojnie dowieźli tą przewagę do samego końca, a ich sukces ostatecznie przypieczętowały 2 trafienia Stankiewicza.

Gwardia Opole - Zagłębie Lubin 32:35 (18:17)

Gwardia: Malcher, Romatowski - Lasoń 7/1, Vukcevic 6/2, Prokop 4, Szolc 4, Pi. Adamczak 2, Kłoda 2, Knop 2, Migała 2, Płócienniczak 2, Serpina 1, Garbacz
Karne: 3/5.

Zagłębie: Dudek, Kubiszewski - Gumiński 8/4, Bartczak 6, Paluch 6, Przysiek 6, Stankiewicz 5, Michałów 3, Wolski 1, Kużdeba, Starzyński
Karne: 4/4.

Kary: Gwardia - 12 min. (Płócienniczak - 6 min., Kłoda - 4 min., Szolc - 2 min.); Zagłębie - 10 min. (Bartczak, Paluch - po 4 min., Gumiński - 2 min.)

Czerwona kartka: Płócienniczak (Gwardia) - z gradacji kar

Sędziowie: Michał Kopiec (Siemianowice Śląskie), Marcin Zubek (Bytom).

Źródło artykułu: