Sytuacja w Opolu jest kiepska. Gra zespołu po przerwie na mecze drużyn narodowych kompletnie się nie klei, a drużyna na parkiecie okresy dobre przeplata fatalnymi. Jak na razie nie wiadomo, czy obecne wyniki beniaminka zaowocują w klubie personalnymi przetasowaniami. Najbliższa przyszłość Gwardzistów stoi pod znakiem zapytania, co na samych zawodników pozytywnie nie wpływa.
- Przed sezonem, po meczach sparingowych, nie wyglądało to wszystko zbyt ciekawie i byliśmy pełni obaw. W ligę weszliśmy jednak fajnie, zaczęliśmy łapać punkty, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Potem trochę oczek nam jednak pouciekało. Nie traciliśmy ich jednak dlatego, że rywal był od nas lepszy. Gubiły nas własne błędy. Tak było w starciach z Piotrkowianinem, Zagłębiem, Stalą czy - moim zdaniem - MMTS-em. Gdybyśmy mieli teraz na swoim koncie dziesięć punktów, humory byłyby zupełnie inne - przyznaje w rozmowie ze SportoweFakty.pl Remigiusz Lasoń.
Pucharowy mecz w Legionowie pokazał oblicze Gwardzistów w pełnej krasie. Znów przez piętnaście minut potrafili oni grać koncertowo, by w pozostałej części meczu nie pokazać nic godnego uwagi. Personalnie opolan stać na znacznie więcej, nierówna dyspozycja sprawia jednak, że w tabeli są oni obecnie na dziesiątej pozycji.
- Bardzo szkoda nam ostatniej porażki z Zagłębiem, bo to był dla nas kluczowy mecz. Zobaczyliśmy, że gdy wiosną przyjadą do nas Chrobry, Piotrkowianin czy KPR, to te mecze same się nie wygrają. Porażka z lubinianami była dla nas nauczką. Uciekł nam ten mecz, uciekły nam też punkty w Piotrkowie Trybunalskim, co znacznie oddaliło nas od bezpiecznej, ósmej lokaty. Liga się jednak jeszcze nie skończyła, przed nami druga runda - przypomina Michał Szolc.
W tym roku Gwardia zagra jeszcze z Orlen Wisłą Płock i faworytem nie będzie. Następnie ligowców czeka półtorej miesiąca przerwy. Opolanie muszą ją dobrze wykorzystać. Trener Marek Jagielski niejednokrotnie powtarzał, że swoje prawdziwe oblicze jego zespół pokaże dopiero wiosną.