Dla kilku zawodników kaliskiego zespołu było to spotkanie wyjątkowe, bo zagrali przeciwko swojemu macierzystemu klubowi. - Pół życia spędziłem w Ostrovii. Kibice z trybun troszeczkę dali mi odczuć to, że występuję w zespole z Kalisza. Taki jest jednak los sportowca i gram jak najlepiej dla swojej aktualnej drużyny - mówi Jakub Tomczak.
Jedną z najjaśniejszych postaci tego pojedynku był Arkadiusz Galewski. Rozgrywający Ostrovii był nie do zatrzymania dla rywali w ataku, rzucając 11 bramek. - Oby takich spotkań było jak najwięcej w moich wykonaniu, najważniejsze jednak żebyśmy wygrywali jako zespół - mówi 25-letni gracz.
Gospodarze dzielnie walczyli z faworyzowanym zespołem z Kalisza. Biało-czerwoni w pewnym momencie posiadali już 5 bramek zaliczki. - Zagraliśmy świetnie w defensywie, wychodząc wysoko do chłopaków z Kalisza. W ataku graliśmy konsekwentnie, wykorzystywaliśmy błędy kaliszan - mówi Galewski.
Sytuacja odmieniła się w drugiej części spotkania, kiedy w ostatnim kwadransie MKS odrobił straty, wyszedł na prowadzenie i ostatecznie zwyciężył 29:28. - Ostrovia postawiła nam bardzo ciężkie warunki. Mecz się mógł podobać kibicom - mówi Jakub Tomczak.
Ostrowianie do szatni schodzili ze spuszczonymi głowami, kilku z łzami w oczach. Zwycięstwo w prestiżowych derbach przeszło im koło nosa. - Wiedzieliśmy, że MKS rzuci wszystkie siły aby odrobić straty po przerwie. Na nas przerwa działa bardzo rozluźniająco. Chyba chłopacy zamiast schodzić do szatni powinni biegać na parkiecie. Zajrzało nam w oczy widmo zwycięstwa. To dla nas paraliżujący moment. To jest coś czego nasze serca nie wytrzymują. Potrafimy grać w piłkę ręczną, ale nie potrafimy wygrywać. Wielka szkoda, bo rozegraliśmy bardzo dobry mecz - podsumował Witold Rojek, trener ostrowskiego zespołu.