Dla ekipy z północy Niemiec zwycięski dwumecz nad Vardarem Skopje był jednym z największych osiągnięć w ostatnich latach. Wikingowie nieskutecznie dobijali się do turnieju Final Four przez kilka lat, w poprzednim sezonie ulegając w ćwierćfinale późniejszemu triumfatorowi rozgrywek, HSV Hamburg.
- Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że nareszcie udało się nam przyjechać do Kolonii. Przed rokiem byliśmy blisko, przegraliśmy jednak z Hamburgiem różnicą zaledwie jednej bramki w dwumeczu. W tym roku pracowaliśmy bardzo ostro, by się tutaj znaleźć i teraz zbieramy tego plony - tłumaczył w jednej z rozmów po ceremonii losowania menedżer Wikingów, Dierk Schmäschke.
Schmäschke po rewanżowym meczu w Skopje nie mógł pohamować emocji i wraz z zawodnikami skakał z radości po parkiecie hali im. Borisa Trajkoviskiego. - To był niesamowity moment dla nas wszystkich - dla klubu, dla zawodników, trenerów i kibiców. W momencie kiedy Anders Eggert trafił do bramki Vardaru wpadliśmy w szał i wiedzieliśmy, że awans jest nasz - wspominał.
We wtorkowym losowaniu par półfinałowych los nie był łaskawy dla graczy Flensburga. Ekipa Ljubomira Vranjesa trafiła na FC Barcelonę, jednego z głównych kandydatów do triumfu w całych rozgrywkach. - Zrobimy co w naszej mocy. Mamy bardzo dobry zespół, w którym grają zarówno doświadczeni, jak i młodzi zawodnicy. Do tego na naszej ławce trenerskiej zasiada młody, ale już doświadczony trener - wyliczał Schmäschke.
Wikingowie w rywalizacji z katalońską drużyną będą mieli po swojej stronie historię, bowiem w ostatnim bezpośrednim dwumeczu okazali się lepsi od Blaugrany. Od tego czasu minęło jednak aż siedem lat. - Teraz są inne czasy, inaczej wyglądają oba zespoły. Nie da się tego porównać. Nie boimy się jednak przyjazdu do Kolonii i gry z Barceloną. To będzie wspaniały mecz - zakończył pewny siebie Schmäschke.
Wiadomo, że obiektywnie faworytem jest Barcelona, jednak po zeszłorocznym triumfie Hamburga(który by Czytaj całość