Antoni Łangowski: Zaprezentowaliśmy antypiłkę ręczną

U siebie wygrali różnicą sześciu oczek, na wyjeździe przegrali dziewięcioma bramkami. - Trzeba sobie powiedzieć, że w pierwszej połowie, w ataku, zaprezentowaliśmy antypiłkę ręczną - ocenił Łangowski.

Krzysztof Kempski
Krzysztof Kempski

Nie tak miała wyglądać rewanżowa potyczka MMTS-u Kwidzyn z Gaz-System Pogonią Szczecin, którego stawką była gra o lokatę numer pięć. Bardzo krytycznie postawę swojego zespołu ocenił Antoni Łangowski. - Trzeba sobie powiedzieć, że w pierwszej połowie, w ataku, zaprezentowaliśmy antypiłkę ręczną. Tak nie można grać. Popełnialiśmy proste błędy. Każdy jakoś sam chciał zdobyć bramki, a Pogoń bardzo dobrze stanęła w obronie i wykorzystywała wszystko, co się dało.

Mniej negatywnie ocenił natomiast grę kolegów w defensywie. - U nas w obronie tak tragicznie nie było, bo 13 bramek straconych do przerwy, to jeszcze nie jest tak źle. Atak to była już tragedia. W drugiej połowie mieliśmy jeszcze jakiś przebłysk, gdzieś tam mogliśmy ten wynik podgonić. Wiadomo, mieliśmy przewagę 6 goli, ale Pogoń w odpowiednim momencie dalej zaczęła zdobywać te bramki i przeszła dalej zasłużenie - dodał.
Gospodarze nie ukrywali z kolei tego, że spodziewali się kwidzyńskiej nawałnicy tuż po przerwie, tym bardziej, że grali jednego zawodnika mniej. Co ciekawe, tak się jednak nie stało. To Gaz-System Pogoń dołożyła kolejne bramki dając wyraźny sygnał przyjezdnym, że wysokie prowadzenie wcale ich nie uśpiło - Tak jak powiedziałem wcześniej, przy wyniku 16:4 każdy miał już w głowie, że będzie ciężko, a jednak zbliżyliśmy się na osiem trafień. Wtedy liczyliśmy na to, że coś tam jeszcze dorzucimy i może jednak wywieziemy pozytywny wynik ze Szczecina i zagramy o piąte miejsce. Niestety tak nie było. Zagramy o siódme, prawdopodobnie z Chrobrym Głogów.
Łangowski do końca liczył na odmianę losów meczu w Szczecinie Łangowski do końca liczył na odmianę losów meczu w Szczecinie
Los dla graczy Krzysztofa Kotwickiego mógł się jednak jeszcze uśmiechnąć. Podwójna kara dla Michala Bruny i gra w czterech przeciwko sześciu dawała gościom nadzieję na odmianę losów meczu. Wystarczył jednak jeden błąd w obronie, aby wszystko prysło niczym przysłowiowa bańka mydlana. - To był dobry moment dla nas. Przydarzyła się jednak głupia kara Przemka Zadury i wtedy nadzieja niejako umarła. Pogoń dorzuciła swoje, stąd taki wynik - przyznał w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Łangowski.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Przejezdnych ostatecznie pogrążył ten, po którym sami zainteresowani się tego nie spodziewali, czyli Paweł Matkowski. - Muszę powiedzieć, że znam tego bramkarza m.in. z kadry. Tam też bardzo dobrze sobie radził. Z drugiej jednak strony liczyliśmy, że sobie z nim poradzimy, aczkolwiek to on zaskoczył nas zamurowując totalnie bramkę. Tak naprawdę to my oddawaliśmy złe rzuty, w dolne rejony bramki. Nie takie było założenie, patrząc przynajmniej na jego warunki fizyczne - podsumował 24-latek.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×