Bialczanie są na najlepszej drodze ku spadkowi do II ligi. Byłby to koszmar, gdyż ostatni raz na tym szczeblu rozgrywek grali blisko 20 lat temu. Piłka ręczna na południowym Podlasiu sięga dna i póki co nie można znaleźć recepty na jej uleczenie. - Nasi przeciwnicy zbroją się, a my stawiamy kroki w tył - grzmi Sławomir Bodasiński, szkoleniowiec akademików.
- W ciągu dwóch lat z drużyny odeszło siedmiu podstawowych graczy, a na ich miejsce nie przyszedł praktycznie nikt. W ekipie potrzebny jest lider, który weźmie grę na swoje barki. Po odejściu Tomasza Pomiankiewicza do Azotów Puławy, AZS AWF nie ma zawodnika, który kierowałby grą. - Potrzebujemy dwóch dobrych rozgrywających, przecież ktoś musi zdobywać bramki - stwierdza Bodasiński. - W swoich szeregach mamy doświadczonego Arka Olika, jednak on sam nie jest w stanie wygrać meczu. Aby sezon nie zakończył się największą katastrofą od kilkunastu lat potrzebne są wzmocnienia. Apelowałem w tej sprawie, niedawno spotkałem się władzami klubu - kontynuuje trener. - Być może już wkrótce w drużynie pojawią się nowi gracze.
Teraz najważniejsze dla akademików jest utrzymanie. Trener jak i cała drużyna wierzy, że ten cel jest w ich zasięgu. Jednak Bodasiński nie jest wstanie wskazać drużyn, z którymi należy wygrać, aby cieszyć się z bezpiecznej pozycji w lidze. - Dziś na końcu tabeli jest Wisła Sandomierz i Unia Tarnów, jednak w drugiej rundzie w tym punkcie mogą być zupełnie inne zespoły - komentuje.
W opinii wielu trenerów i zawodników w Białej Podlaskiej byli najlepsi kibice w Polsce. Byli, bo od tego sezonu na hali jest cisza. - Szkoda, że nie mamy już oparcia w żywiołowo reagującej publiczności, często dodawali nam skrzydeł - z żalem mówi Bodasiński. Krążą pogłoski, że kibice szczypiornistów są w konflikcie z grupą, która dopinguje piłkarzy nożnych. Cześć z osób, które przychodziły na piłkę ręczną wybrały teraz futbol. - Chciałbym, aby w bialskiej hali było tyle decybeli co jeszcze w ubiegłym sezonie, pomogłoby to nam w utrzymaniu - kończy trener.