Aleksandra Paluch: Trochę nawaliłyśmy w ataku

[tag=2676]KGHM Metraco Zagłębie Lubin[/tag] poległo w starciu z MKS-em Selgrosem Lublin, a mocno w obronie pracowała Aleksandra Paluch, która otrzymała w tym pojedynku czerwoną kartkę.

Paluch była liderką defensywy Miedziowych i w momencie jej zejścia z boiska w 36. minucie w wyniku gradacji dwuminutowych kar, wicemistrzynie Polski prowadziły z ekipą z Lubelszczyzny. Jednak po tej karze dla środkowej obrończyni Zagłębia, przyjezdne spuściły z tonu i musiały uznać wyższość lublinianek (27:34). - Trochę nawaliłyśmy w ataku, jeśli chodzi o skuteczność, bo nie zdobywałyśmy bramek ze stuprocentowych sytuacji, mówię tutaj o karnych. Na pewno inaczej się wynik układa, jeśli byłoby na styku, a nie większa przewaga bramkowa. Tak wyszło, trudno, trzeba żyć dalej i walczyć w kolejnych meczach - powiedziała w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Paluch.
[ad=rectangle]

Pojedynek MKS Lublin - Zagłębie Lubin należał do bardzo ostrych, o czym świadczy łączna ilość 2-minutowych sankcji za przewinienia. - Piłka ręczna jest w ogóle agresywną grą. Zarówno my grałyśmy agresywnie, jak i Lublin. Rywalizowały tutaj dwa zespoły, które grają agresywną obroną, dlatego było tych kar aż tyle - kontynuowała szczypiornistka drużyny z Dolnego Śląska.

Czy kontuzje Karoliny Semeniuk-Olchawy i Anny Pałgan są największym problemem podopiecznych Bożeny Karkut? - Nie mamy żadnych problemów. Wiadomo w każdym zespole zdarzają się kontuzje. Zawodniczki mają kontuzje, wracają. Nie ulega wątpliwości, że brakuje nam dwóch zawodniczek, które na pewno były ważnym elementem, jeśli chodzi o obronę i lewy atak. Czekamy aż wrócą i mamy nadzieję, że jak najszybciej do tego dojdzie - zakomunikowała Aleksandra Paluch. - Nikt tu się nie poddaje, walczymy do końca, dopiero mamy listopad, a do końca ligi jeszcze bardzo dużo czasu - dodała.

Komentarze (0)