Drużyna MKS Zagłębia Lubin w niedzielę zmierzyła się ze swoim odwiecznym rywalem zza miedzy. Ekipa Miedziowych podeszła do spotkania bardzo zmotywowana, ponieważ chciała się przed własną publicznością zrehabilitować za porażkę z SPR Chrobrym Głogów w pierwszej rundzie.
[ad=rectangle]
- Derby jak to derby. Na pewno są zawsze emocjonujące i zaciętości w tym meczu nie można było nie zauważyć. Gratuluję oczywiście kolegom z Głogowa. W przekroju całego spotkania rywal zasłużył na zwycięstwo. Do bramki i defensywy nie mogę mieć pretensji, bo liczba straconych bramek jest do przyjęcia - powiedział po starciu dolnośląskich drużyn szkoleniowiec Jerzy Szafraniec.
Trzeba przyznać, że największą bolączką Miedziowych w derbowym spotkaniu był brak zespołowości, do czego trener lubińskiego klubu ma największe zastrzeżenia. Chęć wygrania w tym pojedynku pociągnęła za sobą multum indywidualnych akcji. W pierwszej połowie liderował na parkiecie Faruk Halilbegović, ale im częściej rzucał, tym bramkarz głogowian lepiej wyczuwał jego intencje.
- W ataku natomiast nie potrafiliśmy stworzyć zespołu. Widziałem indywidualne zagrania bez wspólnej gry, rozwiązań grupowych, dwójkowych czy trójkowych. Chyba każdy z moich zawodników chciał pokazać, że to on będzie ojcem zwycięstwa. Zawsze niestety w takich sytuacjach trzeba opuścić boisko pokonanym - przyznał szkoleniowiec MKS Zagłębia Lubin.
Derby wygrała ta drużyna, która stanowiła w niedzielę kolektyw. - Przeciwnik zagrał zespołowo, w mojej drużynie było to piętą achillesową. Poza tym popełniamy kolejny raz ten sam błąd. Nie możemy sobie poradzić z dość specyficznym bronieniem Rafała Stachery, który lubi mieć rozpisanych graczy i pamięta, gdzie rzucają. My też pamiętamy, ale nie ma realizacji - skomentował Jerzy Szafraniec.