Mecz otwarcia z Hiszpanią dla polskiej reprezentacji nie okazał się być zbyt dobry. Nasze panie starały się nawiązać walkę z rywalem, ale popełniały zbyt wiele błędów własnych. - Przede wszystkim powinniśmy zadać sobie pytanie, czy z Hiszpanią my kiedykolwiek wygraliśmy, bo chyba nie. W poprzednich mistrzostwach przegraliśmy, na tym turnieju też. W tym pierwszym meczu widać było nerwowość. Sytuacje były. Trzeba też dostrzegać pewne pozytywy. Były takie momenty, że dochodziliśmy, ale zbyt łatwo traciliśmy piłki. Tylko wtedy ten mecz mógł się odwrócić. Należy o nim jak najszybciej zapomnieć, ale wyciągnąć pozytywne wnioski. To nie jest tak, że nic pozytywnego w naszej grze nie było. Dobrze w bramce zagrała Małgorzata Gapska, nieźle funkcjonowała obrona. To trzeba zabrać na spotkanie z Węgrami - stwierdził w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Adrian Struzik.
[ad=rectangle]
Nasz rozmówca pewne przyczyny porażki Polek dostrzegł w tym, że przestaliśmy być anonimową reprezentacją, na którą wcześniej trochę przymykano oko. - Na mistrzostwach świata byliśmy zespołem, na który patrzyło się trochę z przymrużeniem oka. Teraz czegoś takiego nie ma. Każdy jest skupiony, bo gra z czwartą drużyną świata. Karolina Kudłacz nie jest anonimowa, tak samo Alina Wojtas. Wszystkie zapracowały na szacunek przeciwnika. Inna sprawa, to większa presja. Znaleźliśmy się w trudniej grupie, ale trzeba się w niej pokazać - dodał Struzik.
Nie chciał jednak zbyt głęboko wnikać w niedzielne wydarzenia. - Trener Rasmussen jest na co dzień z drużyną. Ona zna przyczyny takiego stanu rzeczy lepiej ode mnie. Nie chciałbym w te tematy wchodzić. Bardzo dobrze, że jest trochę nowych twarzy. Dalej wierzę w ten zespół. Uważam, że to poukładają i z wiarą oraz zaangażowaniem przystąpią do następnych dwóch meczów. Są głosy, że Rosjanki zagrały z Węgierkami bardzo dobrze, ale każdy mecz rządzi się swoimi prawami. Liczę na to, iż dziewczyny zagrają to, co potrafią - stwierdził z nadzieją w głosie.
Nie miał przy tym wątpliwości, że to gospodynie należy uznać za faworytki. Podkreślił jednak, że wbrew pozorom, może to Polkom bardziej pomoc niż przeszkodzić. - Może to jest właśnie plus dla naszego zespołu, że wystąpimy tak trochę w roli kopciuszka, co podkreślają niektóre zawodniczki. Faworytem są Węgierki. Jak uciszyć publiczność pokazały już Rosjanki. Ta hala przez długi czas pierwszej połowy była cicha. Trzeba podjąć z nimi walkę fizyczną, dużo biegać. A my jesteśmy w stanie to zrobić - przyznał trener szczecińskiej SPR Pogoni Baltica.
- Wiadomo było, że Hiszpanki są od nas lepiej wyszkolone technicznie, choć posiadają gorsze warunki fizyczne pod względem wzrostu. Tak samo jest z Węgierkami. Trzeba wyjść bardzo twardo w obronie. Jeżeli Kudłacz twierdzi, że te przeciwniczki nam leżą, to na pewno wie, co mówi - dodał nasz rozmówca.
Na pytanie, co jego zdaniem jest najmocniejszą stroną gospodyń turnieju, odparł. - One grają jako kolektyw. Decydowało po raz kolejny bardzo dobre przygotowanie motoryczne i to było widać w ich meczu z Rosjankami. Zarówno jeden jak i drugi zespół był na to gotowy. Mają do tego mocną bramkę - zauważył szkoleniowiec.
Na koniec zapytany o to, czy nie obawia się sposobu sędziowania, przywołał znane wszystkim, ale niezbyt chlubne porzekadło. - Mówi się, że gospodarzom pomagają nawet ściany. Trzeba wyjść do tego meczu z wiarą i wygrać. Węgierki mówią w innym języku, ale mają głowę, dwie ręce i dwie nogi - słusznie skwitował Struzik.