Zespół z Dolnego Śląska przystąpił do pucharowego meczu poważnie osłabiony. Z powodu urazów w Legionowie nie zagrali Marcin Schodowski, Grzegorz Garbacz, Łukasz Białaszek, Arkadiusz Miszka, Łukasz Jarowicz i Zoran Radojević, a na parkiecie rzadko pojawiał się Ivan Telepnev. Przybecki przez niemal całe spotkanie korzystał w polu z usług sześciu zawodników.
[ad=rectangle]
- Mamy swoje problemy. Przed meczem były one znane zarówno nam, jak i przeciwnikowi. W pierwszej połowie staraliśmy się jeszcze trzymać wynik, po przerwie było już jednak widać, że z chłopaków zeszło powietrze. Nie miałem kogo zmieniać. Pięciu, sześciu zawodników było przed spotkaniem zdrowych, a trzech kolejnych powiedziało mi, że mogą spróbować zagrać - wyjaśnia Przybecki w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Wrocławianie, mimo kłopotów kadrowych, do środowego meczu przystępowali zbudowani remisem z Górnikiem Zabrze i porażki różnicą czternastu trafień w starciu z pierwszoligowcem nie spodziewał się nikt. - To prawda, choć przewidywaliśmy, że w końcowych fragmentach meczu opadniemy z sił - przyznaje szkoleniowiec Śląska.
Legionowianie, z którymi mierzył się Śląsk, odnieśli w środę dziewiętnaste zwycięstwo z rzędu. - Zawodnicy KPR-u wykonuję naprawdę dobrą robotę, jak na pierwszą ligę. Mam nadzieję, że awansują wyżej. W tym momencie jest to zespół na poziomie dołu tabeli PGNiG Superligi, ale na pewno się wzmocnią i będą się rozwijać. Przyszłość przed nimi - kończy Przybecki.