Maciej Wojs: Przed nami mecz z Argentyną, z którą w piątek Duńczycy zremisowali 24:24. Miał pan możliwość obejrzenia tego meczu i występy Argentyńczyków?
- Tak, byliśmy na hali podczas pierwszej połowy meczu, bo było to od razu po naszym spotkaniu z Niemcami. Kiedy wychodziliśmy, Duńczycy prowadzili 13:8, potem jeszcze widziałem na jakimś ekranie, że ich przewaga wzrosła do stanu 16:10. Reszty spotkania już nie widziałem, ale wiem dobrze co się stało. Nie jest to jednak dla mnie jakaś duża niespodzianka, ponieważ już przed mistrzostwami mówiłem, że tylko jeden zespół w naszej grupie nie jest taki silny i jest nim Arabia Saudyjska. Pozostałe mogą pokonać każdego.
Niespodzianką jest dla mnie natomiast to, że Duńczycy stracili sześciobramkową przewagę. To jest naprawdę spore zaskoczenie. Kiedy przyszedłem na halę i zobaczyłem, że prowadzą pięcioma trafienia, to byłem przekonany, że wszystko zmierza w kierunku ich łatwego zwycięstwa. To był jednak błąd.
[ad=rectangle]
Remis Argentyny z Danią udowodnił, że nasza grupa jest niezwykle wyrównana.
- Tak, zdecydowanie. Zresztą w ogóle nasza grupa ma taki dość europejski profil. Nie mamy normalnej, standardowej grupy jak na mistrzostwach świata, ale to wszystko zaczęło się jeszcze podczas losowania, kiedy to Niemcy zostali umieszczeni w koszyku nr 6. Jeśli otrzymali dziką kartę dlatego, że zajęli 5. miejsce na poprzednich mistrzostwach w Hiszpanii, to nie można ich dawać do koszyka z najsłabszymi zespołami... Już przed startem losowania było wiadomo, że jedna grupa będzie inna, wyrównana. Potem dostaliśmy jeszcze Rosję, czyli najsilniejszy zespół z koszyka nr 3 i Argentynę, kolejną mocną drużynę. Od początku wiedziałem, że będzie ciężko.
Co może pan powiedzieć o samym naszym niedzielnym rywalu? Na pierwszy plan wysuwają się zawodnicy grający we Francji oraz w Hiszpanii. Diego Simonet będzie zawodnikiem na którym szczególnie należy się skupić?
- Nie chodzi tutaj o pojedynczych zawodników. Główną kwestią jest to, że Argentyńczycy grają naprawdę szybko, do tego nieźle prezentują się w obronie i walczą sześćdziesiąt minut, co widać było w piątek kiedy nie poddali meczu. To ich główne atuty.
Dość wysoko ustawiona strefa obronna Argentyńczyków często sprawiała problem naszemu zespołowi. Jak będzie tym razem?
- Tak, granie w takiej sytuacji jest dla nas czymś innym, bo w Europie nie gra się w ten sposób zbyt często. Teraz jednak nie możemy myśleć o problemach, a o rozwiązaniach. Musimy znaleźć co nie zadziałało w naszej obronie przeciwko Niemcom i to poprawić. Dlatego też nie chcę mówić o tym, że przed nami jest jakiś problem w postaci obrony rywali. Musimy po prostu ten mecz wygrać, niezależnie od wszystkiego.
Patrząc jednak na nasze problemy i piątkowy występ Argentyny jest pan trochę zaniepokojony przed meczem?
- Nie, w zupełności. Jestem całkowicie zrelaksowany. Okej, jestem też trochę zły, bo przed startem mistrzostw zmieniliśmy kilka rzeczy, by lepiej przygotować się do pierwszego meczu. W nocy po spotkaniu z Niemcami siedziałem ze sztabem i rozmawialiśmy dlaczego nam nie wyszło. Naprawdę zmienialiśmy i próbowaliśmy wielu rzeczy. Moją pracą jest jednak to, by odnajdować rozwiązania w takich sytuacjach.
Czego w takim razie zabrakło nam w meczu z Niemcami?
- W drugiej połowie doszliśmy na remis, było 20:20 i byłem wtedy pewien, że wszystko pójdzie już po naszej myśli, ale złapaliśmy mały przestój. To, co odróżniło ten mecz od dwóch spotkań w eliminacjach, to to że wszyscy nasi zawodnicy grali trzy lub cztery dobre akcje, po czym popełniali jeden lub dwa błędy. Jeśli przypomnimy sobie mecze w Gdańsku czy Magdeburgu, to ich przebieg był niemal ten sam jak tutaj, ale w końcówce dwóch albo trzech zawodników decydowało o naszym zwycięstwie. W Gdańsku był to "Kasa" (Sławomir Szmal) i jego interwencje oraz Mariusz Jurkiewicz, który wtedy rozstrzygnął wynik. W drugim meczu był to zaś Karol (Bielecki), który rozegrał niesamowite zawody oraz "Wyszu" (Piotr Wyszomirski). Wczoraj natomiast nie znaleźliśmy tych ludzi, którzy mogli by zrobić różnicę.
Inna sprawa to coś, o czym wczoraj nie chciałem mówić publicznie, ale graliśmy z jednym lub dwoma kołowymi, mieliśmy dokładnie takie same sytuacje jak Niemcy, a mimo to oni otrzymali osiem rzutów karnych, a my jeden. Jeśli przeanalizujemy ten mecz, to nie ma możliwości, by była aż taka rozbieżność. Takie mówienie jednak nie pomaga teraz mojemu zespołowi, wiem o tym. Musimy się skoncentrować i pomyśleć o tym, co my możemy zrobić, by lepiej grać.
Musimy przede wszystkim poprawić dyspozycję w pierwszych połowach i od początku agresywnie grać w obronie. W piątek nie zagraliśmy kompletnie jako zespół. Oglądałem to wczoraj na wideo i to jeden z elementów, które musimy poprawić przed Mistrzostwami Europy 2016 w Polsce, bo wówczas ciążąca na nas presja będzie zdecydowanie wyższa. Przed meczem z Niemcami wierzyłem, że już tego dokonaliśmy, ale znowu zagraliśmy dobrze dopiero po przerwie.
Przed mistrzostwami kadra za cel postawiła sobie wywalczenie prawa gry w turnieju eliminacyjnym do igrzysk w Rio de Janeiro. By tego dokonać musimy zagrać w ćwierćfinale, co po porażce z Niemcami i dodaniu do grupy C Islandii będzie trudne.
- To dodanie Islandii też potwierdza, że mamy teraz cały czas pod górę. Rozmawiałem z ludźmi z IHF-u (Międzynarodowa Federacja Piłki Ręcznej) dlaczego dali Niemców do koszyka nr 6, ale wszyscy stwierdzili, że nie mogą ich przecież przerzucić do innego koszyka, bo to powodowałoby zbyt wiele zmian. Nikt tam jednak nie rozumiał, że jedna grupa będzie po prostu inna, całkiem inna. I niestety trafiło na nas.
Dla mnie grupy C i D to grupy takie jak na mistrzostwach Europy. To szczególnie krzywdzące dla Polski, bo wyniki z lat poprzednich sprawiły, że trafiliśmy do koszyka nr 2. I w związku z tym powinniśmy zacząć mistrzostwa w Katarze od dwóch łatwych gier.
Zamiast Niemców na początek mielibyśmy Australię.
- No właśnie! Argentyna i Rosja są trudnymi rywalami, ale potem jest Arabia. Przez trzy, cztery miesiące po losowaniu wiele myślałem o tym fakcie, rozmawiałem z wieloma osobami. Nikt jednak niestety tego nie rozumiał, a dla nas to duże utrudnienie.
Mimo trudnej drabinki i początkowej porażki Stefan Kretzschmar (znakomity przed laty niemiecki skrzydłowy) powiedział, że Polacy nadal są jednym z faworytów do gry w półfinale. Zgadza się pan z jego opinią?
- Właśnie dlatego jestem całkiem spokojny o nasz występ. Wiem na co stać ten zespół, wiem co potrafi zagrać. Półfinał to nie jest wynik, którego nie jesteśmy w stanie osiągnąć. Po prostu wiem, że z każdym meczem będziemy grać teraz lepiej.
Dodatkowo sami zawodnicy przejawiają taką sportową złość, chęć rozwiązania problemów i poprawy. Jeśli wydarzy się to samo, co zdarzało się dotychczas po każdym takim meczu, to jestem spokojny. Polski zespół jest wystarczająco silny, by znaleźć się w gronie ośmiu czy czterech najlepszych drużyn pokonując po drodze wyżej notowany i bardziej faworyzowany zespół. Dla tych zawodników nie będzie to problemem, trzeba tylko znaleźć rozwiązanie.
Z Ad-Dauhy dla SportoweFakty.pl,
Maciej Wojs