Faza grupowa mistrzostw świata w Katarze za nami. Polacy zajęli trzecie miejsce w grupie D i w fazie pucharowej trafili na Szwedów (drugi zespół grupy C). Pojedynek o ćwierćfinał rozpocznie się w poniedziałek o godz. 16.30.
O tym spotkaniu rozmawiamy z Patrikiem Liljestrandem, byłym bramkarzem reprezentacji Szwecji, srebrnym medalistą igrzysk w Barcelonie, a obecnie trenerem Górnika Zabrze.
[ad=rectangle]
Michał Fabian: Na początku mistrzostw powiedział pan, że nie miałby nic przeciwko temu, gdyby Polska i Szwecja zmierzyły się dopiero w finale MŚ. Dziś już wiemy, że to niemożliwe.
Patrik Liljestrand: Pochodzę ze Szwecji, a obecnie pracuję w Polsce, więc dla mnie byłby to wymarzony finał, tymczasem drużyny trafią na siebie już w następnym meczu. To będzie bardzo interesujące spotkanie. Niestety w szwedzkiej ekipie kontuzjowany jest Kim Andersson, a to niezwykle istotny gracz dla tego zespołu. W tej sytuacji Polska jest faworytem do zwycięstwa.
W szwedzkich mediach pojawiają się informacje, że Andersson jednak będzie gotowy na mecz z Polakami.
- Nie sądzę, żeby tak było. Już wcześniej miał problemy z barkiem. A podczas grupowego spotkania z Egiptem doznał kontuzji. Jeśli zaś Kima zabraknie w meczu z Polską, Szwecja będzie mieć ciężkie zadanie.
Także w polskiej drużynie są problemy zdrowotne. Między innymi zawodnik pana drużyny, Robert Orzechowski, ucierpiał w meczu z Danią. Prawdopodobnie skręcił staw skokowy.
- Nie wiedziałem o tym. Kontuzje niestety zdarzają się w piłce ręcznej. Skręcone kostki to coś normalnego. Mam nadzieję, że wystarczy mu parę dni przerwy i nie jest to nic poważnego.
"Koszmarny przeciwnik", "Czeka nas dreszczowiec" - takie hasła o meczu z Polską padają w szwedzkich mediach. Pan się z tym zgodzi?
- To już prawie tradycja, gdy spotykają się te zespoły. Szwecja i Polska stoczyły kilka ciężkich bojów w eliminacjach, a także na mistrzostwach. Pamiętam mecz, w którym Szwedzi mieli przewagę ponad dziesięciu bramek po pierwszej połowie, a mimo to nie wygrali (na ME 2012, do przerwy było 20:9 dla Skandynawów, ale mecz zakończył się remisem 29:29 - przyp. red.).
Michał Kubisztal, z którym rozmawiałem kilka dni temu, powiedział, że z grupy C najlepszym rywalem dla Polski jest właśnie Szwecja. Bo - tu cytat - najbardziej nam leży. Ciekaw jestem, na kogo chcieli trafić Szwedzi.
- Najlepiej byłoby dla nas wygrać lub zremisować w ostatnim meczu z Francją (Szwedzi przegrali 25:27 - przyp. red.) i utrzymać pierwsze miejsce w grupie. Wtedy zagralibyśmy z Argentyną. Ale w tych mistrzostwach jest tak wiele dobrych drużyn, że tak naprawdę nie ma to znaczenia. Jeśli chcesz zagrać w półfinale albo finale, i tak musisz pokonać tych najlepszych.
Jaki przebieg będzie mieć - pana zdaniem - poniedziałkowy mecz?
- Szwecja w grupie zaskoczyła pozytywnie. Polska zaś negatywnie - w pierwszym meczu z Niemcami. Później jednak grała dobrze. Moim zdaniem to będzie bardzo wyrównane spotkanie, "na styku". Zbyt wiele bramek nie padnie.
W ubiegłym roku na mistrzostwach Europy Polska pokonała Szwecję różnicą aż 10 goli, a doskonałą partię rozegrał Piotr Wyszomirski.
- W piłce ręcznej bramkarz jest bardzo ważny. Jeśli ma dobry dzień, to przeważnie jego zespół wygrywa. Mam nadzieję, że ten dobry dzień będą mieć Mattias Andersson i Johan Sjoestrand. A Sławomir Szmal i Piotr Wyszomirski - nie.
Jakie braki zauważył pan w grze biało-czerwonych?
- Moim zdaniem duże znaczenie ma nieobecność w waszym zespole Bartłomieja Jaszki. Nie jest łatwo grać bez niego. Jaszka od lat był szefem polskiego ataku. W tej sytuacji Polska stawia na obronę, ale ten sam pomysł stosują Szwedzi. Spodziewam się, że obie drużyny zaprezentują jutro bardzo dobrą defensywę. W końcu ten element jest w piłce ręcznej najważniejszy.
Na koniec poproszę pana o typ na mecz Polska - Szwecja. Kto zagra w ćwierćfinale?
- Będzie 25:25 i dogrywka. A w niej dwiema bramkami wygra Szwecja.