SPR Pogoń Baltica Szczecin po raz drugi okazała się być mocniejsza od wicemistrzyń Polski z Lubina. Obie siódemki doskonale zdawały sobie sprawę z rangi spotkania. Znacznie lepiej presję zniosły granatowo-bordowe. - Determinacja i wola walki były u nas tego dnia na najwyższym poziomie. Podkreślenia wymaga też fakt, że fizycznie jesteśmy bardzo dobrze przygotowani. Od początku sezonu graliśmy bardzo dobrze w obronie, a teraz zaczęliśmy grać fajnie w ataku. Złapaliśmy taki błysk. Jesteśmy niesamowicie szczęśliwi - ocenił Adrian Struzik.
[ad=rectangle]
Zdaniem Struzika końcowy sukces miał wielu ojców. - Kawał dobrej roboty wykonał cały sztab szkoleniowy. Począwszy od fizjoterapeutów, czyli: Sebastiana Kwiatkowskiego, Tomasza Lisieckiego, Pawła Wojtunia, poprzez lekarzy: Sebastiana Sokołowskiego, Łukasza Kołodzieja. To jest ta podstawa medyczna. Do tego dochodzi przygotowanie mentalne. Mam tu na myśli pojawienie się u nas Mai Marciniak. Jej przyjście zaowocowało kolejnym skokiem w górę - przyznał w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl trener szczecinianek.
Jego zdaniem, samo przygotowanie motoryczne i siłowe zespołu stało na wysokim poziomie od początku sezonu, pewien problem leżał gdzieś indziej i został wyeliminowany w kluczowym momencie. - Mięśnie mieliśmy wytrenowane. Chodziło o to, by odblokować głowę i nie dotyczy to tylko zawodniczek, ale również trenerów. Było trochę inne spojrzenie na wszystko, a to jest ważne, bo trener też musi się rozwijać. Nie mogę zapomnieć o Łukaszu Kalwie. My rozumiemy się bez słów. To jest znakomity fachowiec - stwierdził Struzik.
- Zagłębie Lubin czternaście razy zdobywało medale. Ktoś powie, że ma problemy. Nas to nie interesuje. Liczy się wynik. Jesteśmy w czwórce pucharu Challenge Cup, w Pucharze Polski i teraz w najlepszej czwórce play-off mistrzostw Polski. To super wyniki - przyznał nasz rozmówca.
Zapytany na koniec, czy odczuwał jakieś obawy przed samym meczem, powiedział. - Tak, takie spotkania są pewnymi pułapkami. Jak się człowiek za bardzo rozluźni i myśli, że już wygrał albo nawet awansował, to może się to skończyć źle. Zespół przyjezdny, który gra z nożem na gardle, mógł się podnieść i mogło być różnie. Jednak nie ma co gdybać, gdyby babcia miała wąsy, byłaby dziadkiem - żartobliwie zakończył Adrian Struzik.