Djordje Golubović - w poszukiwaniu straconego czasu

Cztery kluby w ciągu trzech sezonów. Serbski rozgrywający Djordje Golubović szuka stabilizacji w barwach Śląska Wrocław.

Gdy w wieku 16 lat trafia się do pierwszego zespołu mistrza swojego kraju, to z miejsca dostaje się tytuł wielkiej nadziei szczypiorniaka. Nie inaczej było w przypadku Golubovicia. Urodzony w Belgradzie zawodnik potrzebował zaledwie dwóch lat, by z młodzieżowych drużyn Partizana Belgrad przebić się do kadry seniorów. 16 lat i pierwsze tytułu w gronie dorosłych. Robi wrażenie, prawda? Oczywiście Golubović nie należał do pierwszoplanowych postaci, ale sama obecność w tak zaszczytnym gronie to wielka nobilitacja.

Djordje spędził w Belgradzie jeszcze trzy lata. Wtedy zainteresował się nim hiszpański Real Ademar Leon. Nie ukrywajmy, firma z wysokiej półki. Takiej oferty Serb nie mógł odrzucić. Zapowiadało się na wzorcową karierę - kilka lat w ojczyźnie, potem wyjazd do mocnej ligi. Golubović podpisał dwuletni kontrakt, trafiając pod skrzydła Manolo Cadenasa.

- Moim pierwszym krokiem w zagranicznej karierze były występy w Ademar Leon. W bardzo młodym wieku miałem okazję występować w Lidze Mistrzów i sam fakt, że znalazłem się w takim towarzystwie, był dla mnie ogromnym przeżyciem - wspomina  Golubović. Co więcej, Serb nie był statystą w hiszpańskim zespole. Djordje chwalono za nietuzinkowe pomysły i przegląd pola, wiążąc z nim spore nadzieje.

Eldorado w Leonie nie trwało długo. Pod koniec rozgrywek klub ledwo wiązał koniec z końcem, miał kilkumiesięczne zaległości finansowe i kwestią czasu były odejścia zawodników. - W trakcie sezonu pojawiły się problemy z pieniędzmi, do tego doszło jeszcze wiele innych spraw i musiałem zmieniać klub - zaznacza Serb. Golubović zakończył swoją przygodę w Leon z 15 bramkami w Lidze Mistrzów i 31 trafieniami w lidze.

Serb nie pozostał długo na bezrobociu. Szybko zgłosił się po niego solidny węgierski zespół Csurgoi KK. Tym razem na drodze do zrobienia kariery nie stanęły wypłaty i problemy wewnątrz klubu. Djordje przegrywał rywalizację z Węgrami i tylko okazjonalnie pojawiał się na parkiecie.

- Trafiłem do Csurgoi, gdzie grałem razem z Piotrem Wyszomirskim. Spędziłem tam pół sezonu, ale nie było mi na Węgrzech łatwo. Wciąż należałem do najmłodszych graczy, być może był to zbyt duży przeskok dla mnie - przyznaje szczerze Serb.

Aby nie wypaść z obiegu, Golubović musiał szybko znaleźć nowego pracodawcę. Po trzech miesiącach na Węgrzech wrócił na Półwysep Iberyjski. AB Gijon Jovellanos potentatem ligi nie był, ale przynajmniej zapewniał Serbowi to, czego na Węgrzech nie uświadczył - regularną grę. Początkowo nic nie zapowiadało późniejszych kłopotów. Ówczesny beniaminek zajął dwunaste miejsce w lidze, a Golubović zbierał niezłe opinie. - Rozegrałem wówczas pierwszy, normalny i co ważniejszy solidny sezon - ocenia.

Wydawało się, że Serb wreszcie odnalazł stabilizację, której wcześniej mu brakowało. Nic bardziej mylnego. Od początku sezonu 2014/2015 Djordje rozczarowywał, podobnie jak jego koledzy z zespołu. Kierownictwo klubu w grudniu 2014 roku zrezygnowało z Serba, tłumacząc decyzję brakiem odpowiednich wyników sportowych. Sam zawodnik nieco inaczej wspominał swoje ostatnie dni w klubie. - Ponownie pojawiły się za to problemy z pieniędzmi - wyjaśnia.

Nie zmienia to faktu, że Golubović pozostał na bruku. Pomocną dłoń wyciągnął do niego Metalurg Skopje, prowadzony przez Lino Cervara. - Miałem możliwość przenosin do Metalurga. W Macedonii grałem przez około 2 miesiące. Współpracowałem tam z bardzo dobrym trenerem Cervarem - przypomina krótką przygodę.

Pokrętny los zaprowadził Golubovicia do polskiej ligi. Na tle poprzednich klubów Serba Śląsk Wrocław wypadał blado, jednak Djordje nie zawahał się przyjąć oferty z Dolnego Śląska. - Zmieniałem kluby co rok i po tych dwóch miesiącach w Skopje postanowiłem porozmawiać z menadżerem o mojej sytuacji. Chciałem spróbować polskiej ligi, ponieważ rośnie w siłę z roku na rok, niedługo zorganizujecie mistrzostwa Europy. Za parę lat rozgrywki w Polsce mogą upodobnić się do ligi niemieckiej. Macie dwie drużyny występujące co roku w Lidze Mistrzów i myślę, że polska liga to idealna rozgrywki, bym się w nich odnalazł. Liczę, że Śląsk awansuje do play-off - argumentował.

Co można powiedzieć o Goluboviciu po pierwszych miesiącach we Wrocławiu? Jak podkreślał szkoleniowiec Śląska Piotr Przybecki Serb musi nadrobić zaległości treningowe. - Nie ma na razie pewności w grze, ale to trzeba odbudować. Potrzeba mu przede wszystkim treningów i jeszcze raz treningów - stwierdził jeszcze podczas okresu przygotowawczego.

Choć jak na razie Serb nie zachwyca, to nie należy go przedwcześnie skreślać. Śląsk znajduje się w trudnym położeniu i Golubović musi grać niemal bez przerwy. Widać, że zyskuje pewność w grze, coraz lepiej rozumie się na prawej stronie z Jakubem Łucakiem, a sam nie boi się podejmować decyzji. Gracz Śląska nie jest co prawda typem bombardiera, zdobywającego po 10 bramek w spotkaniu, ale ma predyspozycje do gry kombinacyjnej i może świetnie sprawdzić się jako asystujący.

W ostatnich 3 latach jedynie przez pół sezonu w Gijon Serb udowadniał, że nie na darmo nazywano go nadzieją serbskiej piłki ręcznej. Choć ma dopiero 23 lata, to rozpoczęte niedawno rozgrywki mogą rozwiać wiele wątpliwości na temat jego kariery. W Śląsku okazji do gry z pewnością mu nie zabraknie i od niego samego zależy czy łatka wielkiego talentu nie przerodzi się w tytuł zmarnowanej nadziei. Straconych lat nikt mu już nie odda, ale wciąż nie jest za późno, by jego kariera wróciła na właściwe tory.

Marcin Górczyński

Źródło artykułu: