Za Biało-Czerwonymi dwa trzymające w napięciu spotkania. Nie wszyscy zawodnicy polskiej reprezentacji mogli w nich wystąpić. Część z nich - Piotr Masłowski, Andrzej Rojewski, Marcin Wichary, Maciej Gębala i Robert Orzechowski - nie została powołana na turniej. Gracze zostali jednak w Krakowie i trenują z kadrą. Podczas meczów szczypiorniści obserwują poczynania kibiców z trybun.
- Na pewno emocje wśród naszej piątki są większe niż na boisku. Nie mogliśmy wejść na parkiet i pomóc chłopakom. Podobnie mieliśmy z Marcinem Wicharym w Katarze. Nerwy są wtedy większe, bo gdy jest się na boisku jest się bardziej skupionym, wyłączonym. Stres schodzi na drugi plan. Jako kibic i część zespołu, bo trener cały czas podkreśla, że każdy kto nie jest w szesnastce może zostać powołany, na pewno odczuwam większe emocje - powiedział Piotr Masłowski.
Zawodnik przyznał, że nie denerwuje się, że nie może pomóc kolegom na boisku, chociaż bardzo chciałby z nimi zagrać. Masłowski przyznał, że niektóre sytuacje zupełnie inaczej wyglądają z poziomu trybun niż z parkietu. Gracz nie ma jednak żadnych pretensji, że nie został powołany przez trenera Michaela Bieglera.
- Nie było mi przykro. Wiedziałem, że rywalizacja była ciężka. Pomimo tego, że były kontuzje - Mariusz Jurkiewicz nie mógł zagrać, a później pomysł z Grześkiem Tkaczykiem nie wypalił - to i tak mieliśmy czterech zawodników, którzy mogliby zagrać na środku. Wiadomo, że numerem jeden na tę pozycję jest teraz Michał Jurecki. Po turnieju w Hiszpanii, gdzie grałem mało, spodziewałem się tej decyzji, ale nie mam żadnych pretensji. Nie załamuję się, cieszę się, że tutaj jestem razem z całym zespołem. W Katarze było podobnie, nie byłem w szesnastce, ale później wróciłem do klubu bardziej pewny siebie. Grało mi się o wiele lepiej. Teraz sytuacja jest, jaka jest. Cieszę się, że gra Rafał Gliński i pokazuje się z dobrej strony. Trzymam kciuki za chłopaków. Nieważne który gra, rywalizacja nie wpłynie źle na drużynę - wyjaśnił zawodnik.
Gracz przyznał, że z każdym spotkaniem presja maleje. - Przed tym meczem była duża presja. Graliśmy przed własną publicznością, to była inauguracja Euro. Emocje były duże, teraz są one mniejsze. Cieszy to, że dobrze zaczęliśmy. Teraz skupiamy się na kolejnym rywalu - powiedział Masłowski.
Polacy wszystkie swoje mecze rozgrywają późno - dopiero o godzinie 20:30, co oznacza, że ich oczekiwanie na mecz trwa cały dzień. Czy przeszkadza to reprezentantom Polski? - Nie jest to większym problemem, bo od kiedy jesteśmy w Krakowie byliśmy przygotowani na to, że te mecze będę późno. Trenowaliśmy w takich godzinach, żeby przygotować organizm to wieczornego grania. To wszystko było już przez sztab przygotowane - wytłumaczył zawodnik.
Aneta Szypnicka z Krakowa