Fatalna passa przerwana - relacja z meczu Vive Kielce - Zagłebie Lubin

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W szlagierowym meczu kończącym 17. kolejkę zmagań w Ekstraklasie szczypiornistów Vive Kielce pokonało przed własną publicznością Zagłębie Lubin 42:25(17:12). Kielczanie dopingowani przez 3600 kibiców nadspodziewanie łatwo ograli wicemistrzów Polski, przerywając tym samym fatalną passę jedenastu spotkań z rzędu bez zwycięstwa nad lubinianami.

Już kilkanaście minut przed rozpoczęciem spotkania hala w Kielcach wypełniła się fanami, którzy zgotowali gorącą owację brązowym medalistom mistrzostw świata w Chorwacji. Upominek od kieleckich kibiców dostał także Adam Malcher z Zagłębia, lecz na tym skończyły się uprzejmości. Kielczanie przystąpili do meczu bardzo zmobilizowani, chcąc zrewanżować się rywalom za odpadnięcie w półfinale play-off przed rokiem oraz przerwać passe 11 meczów bez zwycięstwa nad Zagłębiem. Początek spotkania był bardzo wyrównany. Świetnie spisywali się obaj bramkarze, ale to kielczanie lepiej radzili sobie w obronie, dzięki czemu raz za razem stwarzali sobie okazje do kontrataku. Bardzo dobrze w Vive spisywał się Piotr Grabarczyk, który powstrzymywał większość akcji drużyny z Dolnego Śląska. Mecz od początku toczył się w bardzo szybkim tempie i mógł się podobać. Około 10 minuty na nieznaczne prowadzenie wyszli kielczanie, głownie dzięki fenomenalnym paradom Kazimierza Kotlińskiego, ale także dzięki ładnym bramkom Mateusza Zaremby i Patryka Kuchczyńskiego. Goście odpowiadali bramkami zdobywanymi głównie z środkowej strefy boiska, często po dosyć przypadkowych rzutach. Podopieczni Bogdana Wenty zaczęli więc powiększać przewagę, grając kombinacyjnie, a przede wszystkim skutecznie. Prawie każda akcja Vive kończyła się albo golem, albo rzutem karnym, zazwyczaj zamienianym na bramkę. Szczególnie duże problemy obrońcom z Lubina sprawiał ich były klubowy kolega, Michał Stankiewicz, praktycznie bezbłędny w ataku. To wszytko sprawiło, że na przerwę kielczanie schodzili prowadząc 17:12.

Druga połowa należała już całkowicie do Vive. Świetną zmianę dał powracający po kontuzji Henrik Knudsen, który raz za razem zaskakiwał rywali niesygnalizowanymi rzutami lub podaniami. Zagłębie grało natomiast bardzo chaotycznie i miało dużo problemów ze zdobywaniem bramek. W dalszym ciągu świetnie w bramce Vive bronił Kazimierz Kotliński, raz za razem nagradzany owacjami za swoje interwencje. Tymczasem podopieczni Jerzego Szafrańca praktycznie stanęli w grze obronnej, pozwalając kielczanom na bezkarne rzuty z drugiej linii. Brylowali w tym zwłaszcza wspomniany wcześniej Zaremba oraz Paweł Podsiadło, którzy co chwile dziurawili siatkę bramki strzeżonej przez Adama Malchera. Ostatnie dziesięć minut meczu to doping kompletu publiczności na stojąco i odliczanie do zdobycia bramki nr 40, która przy takiej grze obydwu drużyn była tylko kwestią czasu. Vive pokonało Zagłębie 42:25, przerywając swoją fatalna passę i odnosząc pierwsze na nowej hali zwycięstwo nad lubinianami. Teraz kielczan czeka w środę arcyważny mecz z płocką Wisłą, który zadecyduje o awansie do finału Pucharu Polski. Jeśli Vive zagra w nim tak jak z Zagłębiem, nie powinno jednak mieć problemów z awansem.

Vive Kielce - Zagłębie Lubin 42:25 (17:12)

VIVE: Kotliński, Kubiszewski - Grabarczyk, Krieger 2, Zaremba 8, Podsiadło 7, Kuchczyński 3, Jachlewski 1, Sadowski 3, Knudsen 7, Rosiński 1, Konitz 3, Stankiewicz 7.

Zagłębie: Świrkula, Malcher - Niedośpiał 1, Zadura 3, Steczek 1, Tomczak 11, Adamczak 2, Kozłowski 2, Morawski 1, Obrusiewicz 1, Januszewski, Kieliba 3, Tokarek, Nowak.

Widzów: 3600.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)