Dla Pawła Paczkowskiego ostatnie tygodnie są niezwykle istotne - do gry wrócił po bardzo długiej przerwie spowodowanej kontuzją więzadła i długiej, żmudnej rehabilitacji. Do tego dość szybko został rzucony na głęboką wodę, bo z powodu kontuzji Denisa Bunticia został zmiennikiem Krzysztofa Lijewskiego w najważniejszych meczach sezonu. Jak to wszystko wpłynęło na młodego rozgrywającego?
- Czuję się dobrze. Po kontuzji Denisa muszę wziąć na siebie większą odpowiedzialność, na pewno to odczuwam, ale z treningu na trening jest coraz lepiej, pewniej. Myślę, że tego teraz mi najbardziej brakuje - pewności siebie, bo fizycznie, czysto taktycznie jest dobrze. Z każdym treningiem jednak zyskuję, a każdy mecz przynosi mi bardzo duży zastrzyk pozytywnej energii - mówi zawodnik.
Kielczanie, jako jedyna drużyna, która wystąpi na Torwarze, rozgrywkami Pucharu Polski nie zakończy sezonu. Przed żółto-biało-niebieskimi jeszcze Final Four Ligi Mistrzów. Czy więc gracze Vive Tauronu nie będą mieli problemów ze skoncentrowaniem się na spotkaniach na krajowym podwórku? - Myślę, że nie będzie trudno się skupić, ponieważ naszym celem minimum było właśnie wygranie pucharu i mistrzostwa Polski oraz wejście do Final Four Ligi Mistrzów. Dwa założenia już zrealizowaliśmy i teraz czeka nas kolejne. To jest dla nas tak samo ważne jak pozostałe. Nie możemy podejść do tego z asekuracją czy dystansem - powiedział Paczkowski i dodał - Nie mam w kolekcji żadnego pucharu, więc ja jestem podwójnie zmotywowany.
ZOBACZ WIDEO Artur Sobiech podbudowany ostatnimi tygodniami. "To był mój najlepszy sezon w Bundeslidze"
Maj dla zawodników z Kielc bardzo gorący okres - półfinałowe starcia z Kwidzynem, finały play-off o mistrzostwo Polski z Orlen Wisłą Płock, Puchar Polski i Final Four Ligi Mistrzów - w każdy weekend walka na sto procent. - Ten ostatni miesiąc pod względem mentalnym jest dość trudny, bo musimy utrzymywać koncentrację, motywację tak naprawdę przez cały czas. Po tak ciężkim sezonie nie jest to łatwe, ale myślę, że przeciwnicy mają podobnie - powiedział Paczkowski.
Nikt nie spodziewa się, że w finale nie zagrają ze sobą zespoły z Kielc i Płocka. Chociaż zawodnicy obu drużyn nie chcą wypowiadać się o ewentualnym starciu i powtarzają, że skupiają się tylko na półfinałowych przeciwnikach, widać, że myślą o świętej wojnie. Chociaż faworytami tego pojedynku byliby kielczanie, którzy zaledwie tydzień temu sięgnęli po mistrzostw Polski pokonując Wiślaków trzy razy.
- Jeśli w finale spotkamy się z Płockiem i podejdziemy do tego meczu z myślą, że wygraliśmy trzy ostatnie mecze i teraz kolejny wygra się sam, to będziemy mieli problem. Myślę jednak, że nam to nie grozi, bo od kilku tygodni jesteśmy na maksymalnym poziomie koncentracji - przestrzega jednak Paczkowski.
Czy wynik z finału może z kolei zdemotywować Nafciarzy? - Myślę, że nie. Jeśli dojdzie to takiego meczu, to płocczanie podejdą do niego na sto procent, dadzą z siebie wszystko, bo dla nich to będzie ostatnie spotkanie w sezonie. Już niczego nie będą grali, więc to będzie ostatnia okazja żeby coś wygrać. Musimy na to uważać, być czujni i nie pozwolić przeciwnikom poczuć krwi - powiedział 23-latek.
Nie tylko dla zawodników, ale przede wszystkim dla trenera Manolo Cadenasa zwycięstwo w Pucharze Polski byłoby niezwykle ważne. Dla Hiszpana turniej w Warszawie będzie ostatnim w roli szkoleniowca Wisły.
- Manolo Cadenas na pewno ma niedosyt, bo miał większe oczekiwania co do ewentualnych sukcesów w Polsce, ale trzeba pamiętać, że Wisła to drużyna pełna bardzo ambitnych zawodników. Nikt nie lubi przegrywać, nikt nie lubi kończyć źle sezonu, o którym bardzo wiele się sobie obiecywało - skomentował Paczkowski.