Powołanie Miejskiej Spółki Sportowej było dla PGE Stali jedyną szansą na rozpoczęcie starań o angaż w zawiązywanej właśnie Lidze Zawodowej. Mimo że klub przedstawił radnym szereg dokumentów, ci nie zezwolili na utworzenie spółki, powody swojej decyzji wyjaśniając w specjalnym oświadczeniu.
Dla Stali to wyrok śmierci. Klub skazany będzie teraz na grę w I lidze, w związku z czym zerwane zostaną dotychczasowe rozmowy ze sponsorami, z drużyny odejdą najlepsi zawodnicy, a transfery tych, którzy mieli dołączyć do ekipy (Bartosz Konitz, Antonio Pribanić i Tomislav Stojković), nie zostaną zrealizowane. Nie wiadomo też gdzie klub znajdzie środki na spłatę blisko milionowego zadłużenia.
W rozmowie z WP SportoweFakty prezes klubu Grzegorz Maj komentuje decyzję i zachowanie radnych, nie szczędząc im ostrych słów krytyki. - Nie mam i nie będą miał dobrego słowa o tych ludziach - mówi.
Grzegorz Tkaczyk: Polaków stać na medal olimpijski (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
WP SportoweFakty: W czwartek Rada Miasta w Mielcu odrzuciła projekt powstania Miejskiej Spółki Sportowej, która dawałaby klubowi prawo ubiegania się o grę w Lidze Zawodowej. Co to oznacza dla piłki ręcznej w Mielcu?
Grzegorz Maj: Trzeba powiedzieć jasno - oznacza to koniec piłki ręcznej w Mielcu. Radni miasta zabili piłkę ręczną, zabili klub z wieloletnimi tradycjami, który w ostatnim roku wyszedł z ogromnych tarapatów finansowych i zapaści organizacyjnej. Przez rok postawiliśmy go na nogi. Przygotowaliśmy koncepcję spółki akcyjnej, przekonaliśmy prezydenta miasta do zainwestowania w klub, przekonywaliśmy też po kolei radnych... Jasno i otwarcie mogę powiedzieć, że tylko i wyłącznie najmniejsze pobudki spowodowały, że w Mielcu nie będzie piłki ręcznej. Radni zostali grabarzami sportu dzieci i młodzieży.
Jestem zszokowany tym, z jakich powodów można zabić sport, który gdy jeszcze mecze rozgrywane były w Hangar Arenie, przyciągał na trybuny po dwa tysiące ludzi. Tylu kibiców przyszło choćby w grudniu zeszłego roku na nasz mecz z Azotami, mimo że znajdowaliśmy się w trudnej sytuacji. Ten klub nie tak dawno zajmował trzecie, czwarte czy piąte miejsce w lidze. W tym sezonie dotarł do Final4 Pucharu Polski. W ciągu ostatniego roku odwiedziliśmy ponad 20 szkół w powiecie mieleckim, ucząc sportu i przyzwyczajając dzieciaki do tego, by nie siedziały przed komputerem. To wszystko jedną decyzją zostało zabite, mimo tego, że dwa dni temu radni miasta i prezydent zawarli kompromis i ustalono, że spółka powstanie.
Czy to już definitywny koniec? Klub nie może powołać spółki inną drogą?
Nie jest możliwy inny model funkcjonowania piłki ręcznej w Mielcu. Radni o tym doskonale wiedzieli, bo regularnie powtarzaliśmy im to od dwóch miesięcy. Na czwartkowej sesji padło wiele kłamstw, czym jesteśmy ogromnie zszokowani. Jestem pewien, że kibice im tego nie zapomną.
W swym oświadczeniu rada miasta zaoferowała jednak klubowi pomoc pod warunkiem, że otrzyma pełną dokumentację tak z Ligi, jak i od klubu...
To oświadczenie, to po prostu nieprawda. Radni mieli komplet informacji na ten moment ws. Ligi Zawodowej i sytuacji klubu. Udostępniony został im kontakt i bezpośrednio rozmawiali z prezesem Superligi panem Łukaszem Gontarkiem, który odpowiadał na wszystkie ich pytania. Co więcej, jako klub zorganizowaliśmy dla radnych wideokonferencję z panem Gontarkiem, z której nie skorzystali. Tak naprawdę wyłącznie zła wola spowodowała, że podjęto taką decyzją. Mi jest przykro, że po prostu nas okłamano. Gdybyśmy wcześniej otrzymali od radnych informację, że podejmą taką decyzję, na pewno szukalibyśmy innego rozwiązania. A my zostaliśmy zwyczajnie okłamani. Okłamano nas i tysiące mielczan. Parę lat temu zabito w Mielcu piłkę siatkową, teraz zabito piłkę ręczną. Nie ma już w tym mieście sportu zawodowego na najwyższym poziomie.
Co czeka teraz klub? Jeszcze niedawno trwały przecież rozmowy z nowymi sponsorami, prowadziliście też negocjacje z nowymi zawodnikami. Jak to wpłynie na plan spłaty zadłużenia?
Chcę podkreślić, że przez fakt, iż w styczniu zamknięto nam halę i graliśmy na niewielkim, 200-osobowym obiekcie, nasze rozmowy z kilkoma sponsorami i dużymi firmami zostały po prostu zakończone. Do czwartku byłem na bardzo zaawansowanym etapie rozmów z nowym sponsorem strategicznym, który był gotów zainwestować w nasz klub kwotę większą niż milion złotych. Radni to wszystko przekreślili.
Kwota miliona złotych zadłużenia, to nie są pieniądze, które ktoś ukradł czy schował. To nieprawda! To zadłużenie, które powstało m.in. w wyniku niepokrytych obietnic polityków i częściowo też radnych, którzy mówili: "grajcie, podnoście swój poziom sportowy, a my zapewnimy wam finansowanie i sponsorów". To jest jeden z powodów, dla których ten dług powstał. On nie pojawił się teraz.
Od początku traktowani byliśmy jednak przez radnych po macoszemu. W październiku zapraszaliśmy ich na organizowane przez nas spotkania, na których chcieliśmy rozmawiać o spółce akcyjnej. Wtedy przyszedł jeden radny. W listopadzie przyszły dwie osoby. W kwietniu również zorganizowaliśmy spotkanie. To wyraz wyłącznie złej woli. Ci ludzie sami wystawili sobie świadectwo.
Te obecne propozycje Rady Miasta mogą jeszcze uratować Stal?
Mówienie o jakiś koncepcjach czy propozycjach jest teraz nierealne. Wszystkie zaproponowane w oświadczeniu rady możliwości są niemożliwe z punktu prawnego. Nie poddane zostały żadnej analizie! Jestem prezesem firmy prawniczej. To wszystko, co przygotowaliśmy dla radnych, było oparte opiniami prawnymi, wiedzą i kompetencjami ludzi, które się tym zajmują. Radni przedstawiają koncepcje bez żadnego oparcia w prawie, finansach i budżecie. To próba ratowania swojego wizerunku i twarzy, która się nie uda. Tej sytuacji nie da się już odwrócić.[nextpage]Czy to prawda, że w nadchodzącym sezonie zespół miał objąć Robert Lis? Ze Stalą łączeni byli też Bartosz Konitz, Antonio Pribanić i Tomislav Stojković. Oni też mieli zagrać w Stali?
Nie mogę temu zaprzeczyć. Zresztą to nie były ostatnie nazwiska! Co ciekawe, nasz budżet nie miał ulec zmianie. Na tych samych kwotach, na tych samych warunkach, jakie były w tym bardzo trudnym dla nas sezonie, skompletowaliśmy taki zespół. Przekonanie do przyjścia do Mielca takiego trenera, takich zawodników i na takich warunkach jakie uzgodniliśmy, było wielkim sukcesem. Jestem zdania, że mielibyśmy w przyszłym sezonie drużynę, która biłaby się o miejsca 3-5. I radni o tym wiedzieli, bo informowaliśmy ich o wszystkim - na jakich zasadach i warunkach kontraktujemy zawodników, przedstawiliśmy też strategię na najbliższe cztery lata! Żadne argumenty nie działały... Z całą stanowczością mówię, że to najmniejsze pobudki i gierki polityczne spowodowały, że w Mielcu nie będzie piłki ręcznej.
Jestem bardzo rozgoryczony, bo włożyliśmy bardzo wiele wysiłku i serca w to, żeby wszystko się udało. To my przygotowaliśmy dla urzędu miasta wszelkie analizy, dokumenty prawne, analizy finansowe i biznesplany. To praca, za którą zapłaciliśmy ze swoich prywatnych pieniędzy, by nie obciążać budżetu klubu. Radni nie wykonali żadnej pracy. I nie dotarły do nich żadne merytoryczne argumenty.
Zresztą, trzy dni temu powiedzieli nam i kibicom, byśmy się o nic nie martwili, bo spółka powstanie. Spotykaliśmy się z nimi indywidualnie, w grupach i potwierdzali nam to. Zwyczajnie nas okłamano. Dla mnie to grabarze piłki ręcznej. To co zrobili, to najgorsza rzecz z możliwych. W tym mieście nie będzie już żadnej rozrywki. W Mielcu mamy fajne chodniki i drogi, ale ludzie mogli spotykać się po pracy albo na meczach piłki ręcznej, albo na meczach piłki nożnej. Jedną z tych rozrywek im zabrano.
Rozumiem, że w tej sytuacji ani trenera Lisa, ani wspomnianych zawodników nie zobaczymy w Mielcu.
Podeszliśmy do tego bardzo odpowiedzialnie. Nie podpisaliśmy z tymi osobami kontraktów jako stowarzyszenie, bo to są ludzie, którzy mają ambicje pracować w Lidze Zawodowej, a nie w I lidze. Dlatego też decyzją radnych i powstaniem spółki warunkowaliśmy wejście tych umów w życie. Takiej decyzji nie ma i mi pozostaje tylko przeprosić tych ludzi.
Mam jednak, podobnie jak moi koledzy z zarządu, poczucie dobrze wykonanej pracy przez ostatni rok. Chcę wszystkim podziękować, podobnie zresztą jak i kibicom, bo chyba po raz pierwszy od lat zarząd, kibice i drużyna żyli ze sobą razem. Oczywiście, były chwile lepsze i gorsze, ale zawsze mogłem wejść do szatni, pogadać z chłopakami, mogliśmy się napić piwa i snuć plany na przyszłość. Kibice czuli się związani z tym klubem i teraz proszą o to, byśmy się odnaleźli w tej nowej rzeczywistości. Cóż... W tym gronie nie było radnych, choć wśród nich są nasi byli zawodnicy. To boli chyba najbardziej, że nie potrafili wznieść się ponad swoje małe karierki czy karierowiczostwo.
Klub zawiesza rozmowy z miastem?
Jako klub spotkamy się w sobotę na zarządzie. Ja w poniedziałek złożyłem rezygnację, bo moja osoba i sukces jaki osiągnęliśmy, była dla części radnych solą w oku. Chciałem ułatwić im tę decyzję.
Odchodzi pan z piłki ręcznej?
Przed sezonem poproszono mnie o to, by uratować klub piłki ręcznej i przedstawić strategie rozwoju na najbliższe lata. Taki cel sobie postawiłem i to udało się osiągnąć. Mam poczucie dobrze wykonanej pracy. Przygotowaliśmy wszystko jeśli chodzi o spółkę, dogadaliśmy się z nowymi zawodnikami. Jeśli jednak miasto, główny sponsor piłki ręcznej, nie przyjęło mojej koncepcji, to nie mam prawa do tego by rościć sobie dalsze funkcjonowanie w piłce ręcznej w Mielcu.
W sezonie 2016/17 Stal zagra w I lidze?
Nie chcę w tym momencie składać żadnych deklaracji. To gorący okres, analizujemy to, co się wydarzyło. Radni przychodzą do nas z różnymi propozycjami, ale takie fantasmagorie i fantastyczne historie to... Wierzymy w fakty, a nie w kolejne mrzonki, której nie mają w sobie żadnej racjonalności. Nie mam i nie będą miał dobrego słowa o tych ludziach. Wracając jednak do klubu - koledzy z zarządu będą podejmować decyzje. Nie chcę się tak definitywnie wypowiadać. Dajmy sobie trochę czasu i zobaczymy, co podejmie nowy zarząd.
Rozmawiał Maciej Wojs