WP SportoweFakty: Rzadko zdarza się, by w piłce ręcznej ktoś zdominował rywala do tego stopnia jak Górnik Zabrze Chrobrego Głogów po przerwie.
Michał Adamuszek: Graliśmy przede wszystkim mocno w obronie. Chrobry na dłuższą metę nie umiał sobie z nami poradzić w tym aspekcie, chłopaki popełniali błędy w rozegraniu, co my wykorzystywaliśmy i wyprowadzaliśmy szybkie kontry. Bramki po kontrach są najłatwiejszymi, jakie w ogóle w piłce ręcznej można zdobyć, a nam ich wpadło dość dużo. Kilka dołożyliśmy w ataku pozycyjnym i stąd taki ładny wynik.
W końcówce pierwszej połowy zaserwowaliście jednak kibicom rollercoaster, gdy pozwoliliście rywalom na odrobienie ośmiobramkowej straty.
-
Było trochę nerwowo, to fakt, i to z naszej winy. Zrobiliśmy trochę za dużo błędów, trochę za dużo oddaliśmy głupich rzutów. Chrobry nie umiał się przebić z ataku pozycyjnego. Żeby trafić z rozegrania rywale mieli duże problemy. Jak już coś wpadało, to po kontrach. My za to dużo piłek broniliśmy, a w pewnym momencie coś się zacięło. Pojawił się remis, ale my znów odskoczyliśmy na dwie bramki i to dowieźliśmy do przerwy. Po przerwie wróciliśmy do swojej gry i to cieszy.
Udanie rozpoczęliście nowy sezon PGNiG Superligi Mężczyzn. Pięć punktów po dwóch meczach to był szczyt waszych marzeń.
- Ciężko na to pracowaliśmy, żeby na rozgrywki ligowe być w formie. Zagraliśmy dużo trudnych sparingów z wymagającymi rywalami. Fizycznie też czujemy się mocni i to procentuje na parkiecie. Na pewno po tych dwóch meczach mamy powody do zadowolenia, bo wygraliśmy je wysoko i pewnie. Musimy się teraz podleczyć, wrócić do pełni sił i walczyć o kolejne punkty w Kwidzynie.
Dobrym startem niezwykle wysoko zawiesiliście sobie poprzeczkę. Oczekiwania kibiców po tych meczach są bardzo duże.
- Na pewno mamy się z czego cieszyć, ale nie chcę popadać w jakiś huraoptymizm. Prawdę mówiąc, jestem zaskoczony naszą grą. Być może nie meczem z Zagłębiem Lubin, ale spodziewałem się, że Chrobry bardziej się postawi. Dobrze, że udało nam się pozbawić rywala walorów i wygrać bardzo wysoko. Na pewno aż tak wysokiego zwycięstwa mało kto się spodziewał.
ZOBACZ WIDEO Sądny dzień polskich koszykarzy. Mecz w "rozgrzewkowej hali" i... niedopompowane piłki (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Jesteście dziś w optymalnej dyspozycji, czy są jeszcze jakieś rezerwy?
-
Ja się obawiam naszej gry. Wyniki są dobre, ale wciąż jest wiele do poprawy i nad tym musimy pracować. Podstawą jest serce w obronie, musimy robić wszytko, by łatać te dziury. Na razie nam to wychodzi dobrze, ale przyjdzie też mecz, w którym nie będzie to wyglądało jak należy, bo musi przyjść. Jeśli będziemy wtedy walczyć, to może los się do nas uśmiechnie, bo jak na boisku zostawia się serce, to te piłki gdzieś tam same wpadają ci w ręce.
Gdzie upatruje Pan klucza do sukcesu w meczu z MMTS Kwidzyn?
- Musimy grać swoje. Podstawą jest solidna gra w obronie, by rywal nie rzucał łatwych bramek. Jeśli do tego utrzymamy naszą skuteczność w ataku, to mamy wszelkie argumenty ku temu, by powalczyć w Kwidzynie o komplet punktów. Na pewno jednak będzie to ciężki mecz i nikt nam tych punktów za darmo nie odda. Szykujemy się na bardzo trudną przeprawę.
Solidną grę w obronie gwarantują też bramkarze. Martin Galia w dwóch ostatnich meczach wybitnie drużynie pomógł.
- Wszyscy wiemy, jakiej klasy to bramkarz i w każdym meczu to potwierdza. Zresztą Mateusz Kornecki też nam kilka ważnych piłek wyciągnął. Potem dostał kilka bramek z kontrataku i to dla bramkarza jest najgorsze. Martin Galia wszedł w dobry moment, bo my mu też pomagaliśmy w obronie. Cieszymy się, że mamy trzech mocnych bramkarzy, na których w trudnych momentach możemy liczyć.
Rozmawiał Marcin Ziach.