Po osiemnastu spotkaniach z rzędu bez porażki, mistrzowie Polski we własnej hali ulegli Rhein-Neckar Loewen, przez większą część meczu grając po prostu katastrofalnie.
Atmosferę wielkiego święta w Kielcach było czuć już na kilkadziesiąt minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Klub z województwa świętokrzyskiego przygotował efektowny wstęp do meczu - przy zgaszonych światłach trofeum za zwycięstwo Ligi Mistrzów razem Michałem Jureckim wniósł na parkiet srebrny medalista Igrzysk Paraolimpijskich w Rio de Janeiro pływak - Wojciech Makowski, a chwilę później robiącą wrażenie oprawę zaprezentowali kieleccy fani.
Blisko zepsucia nastroju byli jednak sami zawodnicy. Co prawda mistrzowie Polski zaczęli nieco lepiej niż rywale, przede wszystkim w ataku, ale Niemcy szybko doprowadzili do remisu i zaciekle walczyli w każdej akcji. Żółto-biało-niebiescy mieli jednak ogromne problemy w defensywie, a przede wszystkim w jej środkowym sektorze. Po kilkunastu zagraniach Lwów ogromne pretensje mogli mieć do siebie Mateusz Kus i Mariusz Jurkiewicz.
W ataku kielczanie także nie ustrzegli się błędów, ale mieli szczęście, że trafiał Karol Bielecki. Brakowało jednak rozciągnięcia akcji - skrzydłowi byli zupełnie niewidoczni i przede wszystkim niewykorzystywani - nie docierały do nich niemal żadne piłki. Pierwszą połowę udanym rzutem zakończył Julen Aguinagalde. Gospodarze zmniejszyli prowadzenie Lwów do jednego trafienia i mogli być zadowoleni, bo ten rezultat był zdecydowanie lepszy niż ich gra.
Zadowolenie to nie trwało jednak długo - początek drugiej połowy był w wykonaniu mistrzów wręcz fatalny. Niemcy błyskawicznie zbudowali pięć bramek przewagi, a kielczanie nie mieli pomysłu na przebicie się przez obronę rywali. Gdy im się to już udawało, prezentowali zatrważającą nieskuteczność. Zawodnicy Lwów robili, co chcieli i po prostu bawili się piłką ręczną. Przez pierwszych piętnaście minut drugiej części meczu mistrzowie Polski zdołali rzucić tylko trzy bramki, przy dziesięciu trafieniach gości.
Kibice mocno wspierali swoich graczy, ale nastrój święta gdzieś uleciał. Nie pomogła zmiana w bramce i wejście na boisko Sławomira Szmala. Ostatecznie kielczanie przegrali ośmioma bramkami, a szczypiorniści Rhein-Neckar Loewen mogli zaprezentować taniec radości.
Vive Tauron Kielce - Rhein-Neckar Loewen 26:34 (15:16)
Vive Tauron: Ivić, Szmal - Reichmann 4, Kus 2, Aguinagalde 5, Bielecki 8, Jachlewski, Strlek, Lijewski 2, Jurkiewicz 2, Paczkowski 1, Zorman 1, Bombac 1, Djukić.
Karne: 4/5
Kary: 4 min. (Paczkowski, Jachlewski - 2 min.)
Rhein-Neckar: Appelgren, Palicka - Schmid 6, Sigurdsson, Manaskow 4, Baena 7, Steinhauser 3, Larsen 5, Pekeler 1, Groetzki, Abt, Reinkind 3, Guardiola 1, Petersson 2, Ekhdal du Rietz 2.
Karne: 0/0
Kary: 6 min. (Manaskow, Guardiola, Pekeler - po 2 min.)
Sędziowali: Oscar Raluy Lopez, Angel Sabroso Ramirez (Hiszpania).
ZOBACZ WIDEO: Atakowali Polkę po igrzyskach i nazywali ją rasistką. "Bardzo mnie to bolało"
[b] [/b]
[b] [/b]
Jeszcze się dobrze rozgrywki nie zaczęły a tu już armagedon....klub się sypie.. ;)