Paweł Paczkowski: Nie boję się rywalizacji. Chcę zostać w Kielcach

Materiały prasowe / VIVE TAURON KIELCE / ANNA BENICEWICZ-MIAZGA / ABM PROJEKT
Materiały prasowe / VIVE TAURON KIELCE / ANNA BENICEWICZ-MIAZGA / ABM PROJEKT

Z końcem sezonu wygasa kontrakt Pawła Paczkowskiego z Vive Tauronem Kielce. 23-latek w rozmowie z WP SportoweFakty opowiada o swoich planach oraz nadchodzących meczach mistrzów Polski z Vardarem Skopje i Orlen Wisłą Płock.

WP SportoweFakty: Ostatnie tygodnie to dla was istny meczowy maraton. To sprawia, że najpopularniejszym słowem w kieleckim klubie jest zmęczenie. Jak sprawić, by nie mieć dość piłki ręcznej i utrzymać dobrą formę? 

Paweł Paczkowski: Takie natężenie spotkań towarzyszy nam właściwie od początku sezonu. Od tego jest właśnie okres przygotowawczy w sierpniu, żeby w trakcie sezonu być gotowym na takie obciążenia. Przy obecnym kalendarzu tego zmęczenia nie da się jednak uniknąć. Co więcej, ono się nawarstwia. Na co dzień natomiast bardzo ważny jest zdrowy tryb życia i dbanie o odpowiednie prowadzenie się.

W niedzielę Vive czeka mecz jesieni. Zwycięstwo z Vardarem da wam fotel lidera. To byłby wymarzony scenariusz przed przerwą na reprezentację, prawda?

- Jasne. To byłby duży komfort. Jeżeli chcemy dalej myśleć o pierwszym miejscu na koniec fazy grupowej, bardzo potrzebujemy tego zwycięstwa.

Jeśli przegracie natomiast, możecie spaść aż na czwarte miejsce (rozmowa przeprowadzona została przed spotkaniem PPD Zagrzeb - Rhein-Neckar Loewen). To już nie tak różowy scenariusz.

- Nasza grupa jest bardzo wyrównana. Tutaj każdy może wygrać z każdym, nie ma zespołu, który ewidentnie odstawałby od reszty stawki. Dobrym przykładem jest Zagrzeb. Mimo ostatniej pozycji w grupie i w Varażdinie, i w Kielcach postawił nam bardzo trudne warunki. Równie dobrze możemy na reprezentację jechać jako liderzy grupy, ale i kończąc rundę na czwartym miejscu. Trudno coś przewidzieć.

Szczególnie, że spotkania z Vardarem ostatnio układają się różnie - w zależności gdzie rozgrywany jest mecz. Ze Skopje pamiętamy dwie wysokie porażki, w Hali Legionów za to Macedończycy jeszcze nie wygrali.

- W Skopje zawsze gra się niesamowicie ciężko. W ostatnim meczu natomiast nie było wcale aż tak daleko, by ten wynik był dużo lepszy. Końcowa różnica jest odrobinę myląca - przez pryzmat całego spotkania nasza gra była w porządku, niestety końcówka sprawiła, że wynik nam bardzo odjechał. W rewanżu u siebie będzie nam się grało o wiele łatwiej. Nasza publiczność zrobi swoje.

ZOBACZ WIDEO Człowiek instytucja. Jubileusz Janusza Czerwińskiego (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

Jakie wyciągnęliście wnioski po pierwszym spotkaniu z Vardarem, przegranym 34:40? Patrząc na wynik, w pierwszej kolejności należy poprawić obronę.

-  Myślę, że musimy poprawić ogół gry. To nie jest tak, że ilość straconych bramek wynika tylko z postawy w defensywie. Vardar zdobywał gro bramek z kontrataków, a te rodziły się po naszych błędach w ataku. Na pierwszy rzut oka faktycznie, musimy mocnej stanąć w obronie. Tak naprawdę jednak musimy poprawić wszystkie aspekty gry.

W tym sezonie zdążył pan już wyrównać swój rekord w liczbie rzuconych bramek w Lidze Mistrzów - ma pan ich 18. Będzie dużo więcej? 

- Nawet o tym nie wiedziałem. Na pewno czas na parkiecie i sposobność do pomagania kolegom cieszy. Jak dotąd nie wygląda to najgorzej.

Nie czuje pan, że to może być przełomowy sezon w karierze? Wreszcie oglądamy Pawła Paczkowskiego zdrowego i w wysokiej formie. 

- Mam nadzieję, że nie jest to jeszcze Paweł Paczkowski w pełni formy. Na pewno za to w pełni zdrowia. Wierzę, że mogę dać drużynie jeszcze dużo, dużo więcej niż teraz. I tego właśnie od siebie oczekuję. Czy to jest przełomowy moment w mojej karierze? Może być, ale to się okaże dopiero po czasie. Swoją karierę w takich kategoriach będę rozpatrywał dopiero na sportowej emeryturze.

Dużą rolę w pana karierze odegrały kontuzje. Gdyby nie one byłby pan dziś jednym z czołowych prawych rozgrywających świata?

- Nie wiem. Trudno gdybać co by było, jeśli by mi się te kontuzje nie przytrafiły. To się po prostu stało, trzeba się z tym pogodzić i teraz mogę tylko patrzeć do przodu, na swoje cele i na to, co mam zrobić, a nie na to, co mogłem.

Z gry w kadrze zrezygnował Krzysztof Lijewski. To dla pana ogromna szansa. Od lat upatruje się w panu naturalnego następcę "Lijka" na prawym rozegraniu reprezentacji.

- To miłe, ale tylko czas pokaże jak to będzie wyglądało. Na chwilę obecną mam nadzieję rywalizować w gronie szerokiej kadry i zrobię wszystko co w mojej mocy, by pojechać na styczniowy turniej we Francji i spisać się tam jak najlepiej.

Co do wspomnianych mistrzostw: czego sami spodziewacie się po francuskim turnieju?

- Przede wszystkim nie ma co nakładać na nas jakiejś wielkiej presji. Jedziemy do Francji po to, żeby grać o zwycięstwo w każdym kolejnym spotkaniu i zaprezentować się z jak najlepszej strony. Duże turniej mają to do siebie, że wiele rzeczy może się w trakcie ich trwania wydarzyć. Walką i zaangażowaniem jesteśmy w stanie pozostawić po sobie dobre ważenie. I to byłoby najważniejsze.

Trener zarówno w kadrze, jaki i w klubie nie boi się stawiać pana także na prawym skrzydle. Lubi pan grę bliżej narożnika boiska?

- Jestem taką osobą, że jeśli trener powie mi, że mam grać na bramce i będzie widział we mnie potencjał na danej pozycji, to podejmę rękawicę bez wahania. Co do prawego skrzydła: wydaje mi się, że to dodaje mi uniwersalności i jakości jako piłkarz ręczny. Przez poznawanie nowych pozycji mogę się czegoś nauczyć i stawać się coraz bardziej kompletnym zawodnikiem.

Po sezonie do Vive dołączy Alex Dujszebajew. Jest już Krzysztof Lijewski, nie zapominajmy także o młodym Branko Vujovicu. Konkurencja będzie ogromna.

- Nie boję się rywalizacji, będzie to wręcz dodatkowa motywacja do treningu. Alex na pewno stanie się dużym wzmocnieniem naszej drużyny i jest to świetna wiadomość, że po sezonie do nas dołączy.

Inna sprawa, że po sezonie kończy się panu kontrakt. Zostanie pan w Kielcach?

- Bardzo chciałbym zostać w Vive. Czy tak się stanie, to się dopiero okaże. Nie mogę teraz powiedzieć nic na pewno. Z mojej strony wyrażam pełną chęć do pozostania w Kielcach, wciąż jednak rozmawiam o tym z klubem.

48 godzin po meczu z Vardarem czeka was starcie z Wisłą. Nafciarze swój mecz Ligi Mistrzów rozegrają dzień wcześniej. To może mieć wpływ na wynik?

- Tak, płocczanie będą mieli więcej czasu na odpoczynek, ale wątpię żeby przyjechali wypoczęci. Nikt nie będzie w pełni sił. Nie ma jednak co szukać wymówek na zapas - podchodzimy do tego meczu z nastawieniem gry tylko o zwycięstwo.

Pan w "świętej wojnie" grał po obu stronach barykady. Mecze z Płockiem to dla pana coś szczególnego? Czego spodziewa się pan po wtorkowym spotkaniu?

- Już kilka razy grałem przeciwko Wiśle w barwach Vive, więc wiem czego się trzeba spodziewać. To są zawsze bardzo twarde spotkania, ale z drugiej strony także przyjacielskie. Nie podchodzę do tego spotkania w jakikolwiek sposób wrogo. Po porostu cieszę się na dobre spotkanie.

Rozmawiał Maciej Szarek

Źródło artykułu: