Jacek Będzikowski: Wszystko krytykujemy. To mnie boli i wkurza

- Nie jest tak, że nie mamy zawodników do kadry. Zbudowanie z tych młodych drużyny będącej monolitem to jednak bardzo trudne zadanie - mówi Jacek Będzikowski, były asystent selekcjonera reprezentacji Polski, a obecnie trener Meble Wójcika Elbląg.

Maciej Szarek
Maciej Szarek
Jacek Będzikowski w roli trenera Materiały prasowe / PGNIG SUPERLIGA / Jacek Będzikowski w roli trenera

WP SportoweFakty: Cztery lata spędził pan na ławce trenerskiej reprezentacji Polski. Co zapamięta pan najlepiej?

Jacek Będzikowski: Wszystko. Poznałem fantastycznych ludzi, pracowałem z rewelacyjnymi osobami oraz z wielkimi zawodnikami. Zdobyłem medal mistrzostw świata, zgraliśmy wspaniały turniej we własnym kraju i zabrakło naprawdę niewiele, by i tam znaleźć się w strefie medalowej. To był fantastyczny okres. 

A najgorzej? Mecz z Chorwacją?

- Myślę, że tak. To było najgorsze spotkanie i moment. Ne można czegoś takiego wytłumaczyć racjonalnie. Zdarzają się jednak takie mecze. I to nawet w finałach wielkich turniejów. Przecież w Hiszpanii czy w Danii mecze o złoto kończyły się deklasacjami.

ZOBACZ WIDEO Pewne zwycięstwo Barcelony w Pampelunie [ZDJĘCIA ELEVEN]


Dało się z tej reprezentacji wycisnąć więcej?

- Osiągnęliśmy dużo, bo medal to zawsze wielka rzecz. Gdybyśmy jeszcze zdobyli krążek na mistrzostwach w Polsce, to by było w ogóle super. Ale i tak należy się cieszyć. Ja jestem zadowolony z tego co osiągnęliśmy: człowiek lubi, jeżeli osiąga się sukcesy.

Krytyki pod waszym adresem jednak nie brakowało.

- W naszym kraju bardzo chętnie się krytykuje. Mamy trzydzieści osiem milionów trenerów. Ja zadałbym takie pytanie: lepiej jest grać pięknie i przegrywać czy skutecznie, mniej widowiskowo i zdobywać medale? To jest dziwne, bo nawet po tym sukcesie spadła na nas krytyka, że nic nie graliśmy i zamiast brązu powinno być złoto. A to nie jest drużyna klubowa, tylko reprezentacja. Liczy się wynik oraz rozwój drużyny. Przecież tacy gracze jak Krajewski, Wyszomirski, Syprzak, Masłowski, Szyba czy Gębala zaczynali grać u nas, a teraz będą filarami reprezentacji.

Na krytykę narzekał też ostatnio Tałant Dujszebajew.

- Boli mnie i wkurza, że my wszystkich krytykujemy, a nie doceniamy pracy i zaangażowania. Przecież nasza reprezentacja miała wyniki, był też progres. Od dziewiątego miejsca, przez szóste, aż do trzeciego w Katarze.

Szkoda mi czasami kibiców, którzy dają się manipulować przez niektórych dziennikarzy czy pseudo-dziennikarzy. Oni z kolei są manipulowani, wspierani czy też opłacani przez różnego rodzaju menadżerów, którzy także mają swoje intencje. Mówię tu generalnie o sporcie. Takie rzeczy przecież się dzieją, zwłaszcza w piłce nożnej czy koszykówce. A ja uważam, że najlepiej jest relacjonować, a nie oceniać.

Teraz kadra weszła w zupełnie inną epokę - zmiany pokoleniowej. Jaka przyszłość stoi przed reprezentacją trenera Dujszebajewa?

- Nie jest tak, że nie mamy zawodników do kadry. Zbudowanie z tych młodych drużyny będącej monolitem to jednak bardzo trudne zadanie. Wymaga czasu. Proszę o tym pamiętać.

Czego spodziewa się pan po mistrzostwach we Francji? - Niczego. Chciałbym, żeby chłopaki po prostu grali jak najlepiej, zdobywali cenne doświadczenie. Na pewno nie można oczekiwać od tej drużyny medalu. Ważne, żeby nauczyli się jak najwięcej, czerpali z tego turnieju garściami i zebrali doświadczenie, które zaprocentuje na przyszłość.

Podobno wciąż utrzymuje pan przyjacielski kontakt z trenerem Bieglerem. Mówiło się nawet, że przyjechał pomóc panu nieco w Elblągu.

- Może nie pomóc, ale dwa razy faktycznie przyjechał odwiedzić mnie towarzysko w Elblągu. Był wówczas także na treningach. Z trenerem Bieglerem znamy się już ponad dziesięć lat. Współpracowało nam się bardzo dobrze, dobrze się rozumieliśmy.

Teraz prowadzi on kobiecą reprezentację Niemiec. Kilka dni temu wygrał z Polkami. Chyba dobrze mu idzie.

- Myślę, że tak. Z tej grupy ciężko było wyjść. Pokonał Holenderki, minimalnie przegrał z Francuzkami, no i na nieszczęście ograł Polki. Jego sukces był porażką naszej reprezentacji. Zabrakło dwóch bramek, wystarczyło tylko wygrać z Niemkami. Taki jednak jest sport: nie zawsze sprawiedliwy, a czasem brutalny.

Pan odnalazł się w Elblągu. Jak do tego doszło?

- Elbląg stworzył perspektywę budowania ciekawego projektu. Propozycja klubu zawierała konkrety, określone zadania. Nie tak jak oferta, którą dostałem z Górnika Zabrze. To mi bardziej odpowiadało, mogłem od razu podjąć decyzję. Mamy plan zbudowania czegoś w ciągu trzech lat. Pierwszy jest zapoznawczy. Diagnozujemy pewne sprawy, chcemy znaleźć przyczyny pewnych zachowań. Znajdziemy je i dalej będziemy rozwiązywać problemy.

W piątek graliście z Vive Tauronem Kielce. Skończyło się 21:36. Jak przygotowuje się zespół do starcia z takimi faworytami? 

- Dla mnie cel był jasny. Chciałem, żeby moi zawodnicy mieli radość z tego spotkania. Większość z nich rok temu grała w pierwszej lidze i możliwość zmierzenia się z takimi gwiazdami to była dla nich nagroda. Piłka ręczna musi cieszyć, nie można odwalać pańszczyzny.

Na razie w lidze wam nie idzie. Ostatnie miejsce w tabeli, tylko trzy zdobyte punkty. Dlaczego?

- W pewnym stopniu przez kontuzje, ale także z powodu terminarza. Wszystkie mecze z drużynami, które są w naszym zasięgu, graliśmy na wyjeździe. U siebie zaś mierzyliśmy się z pierwszą czwórką ubiegłego sezonu sezonu i jedną ekipą naszego pokroju. Po piętnastu kolejkach mam dziesięć wyjazdów i pięć meczów w domu z samym czubem. To robi różnicę.

Moi zawodnicy muszą ponadto wykonać przeskok jakościowy z pierwszej ligi do ekstraklasy. Jeżeli uda się to tylko trzem czy czterem, będzie ciężko; jeżeli siedmiu lub ośmiu - mamy szanse powalczyć o piąte miejsce w naszej grupie.

Rozmawiał Maciej Szarek 

Czy reprezentacja Polski wyjdzie z grupy na mistrzostwach świata we Francji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×