WP SportoweFakty: Cztery lata spędził pan na ławce trenerskiej reprezentacji Polski. Co zapamięta pan najlepiej?
Jacek Będzikowski: Wszystko. Poznałem fantastycznych ludzi, pracowałem z rewelacyjnymi osobami oraz z wielkimi zawodnikami. Zdobyłem medal mistrzostw świata, zgraliśmy wspaniały turniej we własnym kraju i zabrakło naprawdę niewiele, by i tam znaleźć się w strefie medalowej. To był fantastyczny okres.
A najgorzej? Mecz z Chorwacją?
- Myślę, że tak. To było najgorsze spotkanie i moment. Ne można czegoś takiego wytłumaczyć racjonalnie. Zdarzają się jednak takie mecze. I to nawet w finałach wielkich turniejów. Przecież w Hiszpanii czy w Danii mecze o złoto kończyły się deklasacjami.
ZOBACZ WIDEO Pewne zwycięstwo Barcelony w Pampelunie [ZDJĘCIA ELEVEN]
Dało się z tej reprezentacji wycisnąć więcej?
- Osiągnęliśmy dużo, bo medal to zawsze wielka rzecz. Gdybyśmy jeszcze zdobyli krążek na mistrzostwach w Polsce, to by było w ogóle super. Ale i tak należy się cieszyć. Ja jestem zadowolony z tego co osiągnęliśmy: człowiek lubi, jeżeli osiąga się sukcesy.
Krytyki pod waszym adresem jednak nie brakowało.
- W naszym kraju bardzo chętnie się krytykuje. Mamy trzydzieści osiem milionów trenerów. Ja zadałbym takie pytanie: lepiej jest grać pięknie i przegrywać czy skutecznie, mniej widowiskowo i zdobywać medale? To jest dziwne, bo nawet po tym sukcesie spadła na nas krytyka, że nic nie graliśmy i zamiast brązu powinno być złoto. A to nie jest drużyna klubowa, tylko reprezentacja. Liczy się wynik oraz rozwój drużyny. Przecież tacy gracze jak Krajewski, Wyszomirski, Syprzak, Masłowski, Szyba czy Gębala zaczynali grać u nas, a teraz będą filarami reprezentacji.
Na krytykę narzekał też ostatnio Tałant Dujszebajew.
- Boli mnie i wkurza, że my wszystkich krytykujemy, a nie doceniamy pracy i zaangażowania. Przecież nasza reprezentacja miała wyniki, był też progres. Od dziewiątego miejsca, przez szóste, aż do trzeciego w Katarze.
Szkoda mi czasami kibiców, którzy dają się manipulować przez niektórych dziennikarzy czy pseudo-dziennikarzy. Oni z kolei są manipulowani, wspierani czy też opłacani przez różnego rodzaju menadżerów, którzy także mają swoje intencje. Mówię tu generalnie o sporcie. Takie rzeczy przecież się dzieją, zwłaszcza w piłce nożnej czy koszykówce. A ja uważam, że najlepiej jest relacjonować, a nie oceniać.
Teraz kadra weszła w zupełnie inną epokę - zmiany pokoleniowej. Jaka przyszłość stoi przed reprezentacją trenera Dujszebajewa?
- Nie jest tak, że nie mamy zawodników do kadry. Zbudowanie z tych młodych drużyny będącej monolitem to jednak bardzo trudne zadanie. Wymaga czasu. Proszę o tym pamiętać.
[b][color=#222222]
Czego spodziewa się pan po mistrzostwach we Francji?
[/color][/b]
- Niczego. Chciałbym, żeby chłopaki po prostu grali jak najlepiej, zdobywali cenne doświadczenie. Na pewno nie można oczekiwać od tej drużyny medalu. Ważne, żeby nauczyli się jak najwięcej, czerpali z tego turnieju garściami i zebrali doświadczenie, które zaprocentuje na przyszłość.
Podobno wciąż utrzymuje pan przyjacielski kontakt z trenerem Bieglerem. Mówiło się nawet, że przyjechał pomóc panu nieco w Elblągu.
- Może nie pomóc, ale dwa razy faktycznie przyjechał odwiedzić mnie towarzysko w Elblągu. Był wówczas także na treningach. Z trenerem Bieglerem znamy się już ponad dziesięć lat. Współpracowało nam się bardzo dobrze, dobrze się rozumieliśmy.
Teraz prowadzi on kobiecą reprezentację Niemiec. Kilka dni temu wygrał z Polkami. Chyba dobrze mu idzie.
[color=#222222]- Myślę, że tak. Z tej grupy ciężko było wyjść. Pokonał Holenderki, minimalnie przegrał z Francuzkami, no i na nieszczęście ograł Polki. Jego sukces był porażką naszej reprezentacji. Zabrakło dwóch bramek, wystarczyło tylko wygrać z Niemkami. Taki jednak jest sport: nie zawsze sprawiedliwy, a czasem brutalny.
[/color]Pan odnalazł się w Elblągu. Jak do tego doszło?
- Elbląg stworzył perspektywę budowania ciekawego projektu. Propozycja klubu zawierała konkrety, określone zadania. Nie tak jak oferta, którą dostałem z Górnika Zabrze. To mi bardziej odpowiadało, mogłem od razu podjąć decyzję. Mamy plan zbudowania czegoś w ciągu trzech lat. Pierwszy jest zapoznawczy. Diagnozujemy pewne sprawy, chcemy znaleźć przyczyny pewnych zachowań. Znajdziemy je i dalej będziemy rozwiązywać problemy.
W piątek graliście z Vive Tauronem Kielce. Skończyło się 21:36. Jak przygotowuje się zespół do starcia z takimi faworytami?
- Dla mnie cel był jasny. Chciałem, żeby moi zawodnicy mieli radość z tego spotkania. Większość z nich rok temu grała w pierwszej lidze i możliwość zmierzenia się z takimi gwiazdami to była dla nich nagroda. Piłka ręczna musi cieszyć, nie można odwalać pańszczyzny.
Na razie w lidze wam nie idzie. Ostatnie miejsce w tabeli, tylko trzy zdobyte punkty. Dlaczego?
- W pewnym stopniu przez kontuzje, ale także z powodu terminarza. Wszystkie mecze z drużynami, które są w naszym zasięgu, graliśmy na wyjeździe. U siebie zaś mierzyliśmy się z pierwszą czwórką ubiegłego sezonu sezonu i jedną ekipą naszego pokroju. Po piętnastu kolejkach mam dziesięć wyjazdów i pięć meczów w domu z samym czubem. To robi różnicę.
Moi zawodnicy muszą ponadto wykonać przeskok jakościowy z pierwszej ligi do ekstraklasy. Jeżeli uda się to tylko trzem czy czterem, będzie ciężko; jeżeli siedmiu lub ośmiu - mamy szanse powalczyć o piąte miejsce w naszej grupie.
Rozmawiał Maciej Szarek
Tylko zawsze są "w cieniu",bo Związek dumą Kielc a Kielce dumą Związku. :)