Filip Ivić: Przygoda z Vive jest jak sen. Odpłacam się dobrą grą

WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Filip Ivić
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Filip Ivić

- W pierwszej części sezonu wysoko zawiesiłem poprzeczkę. Wierzę jednak i w zespół, i w siebie - mówi bramkarz Vive Tauronu Kielce Filip Ivić. - Dobry trening i pełna koncentracja to przepis na sukces.

[b]

WP SportoweFakty: Nie minęło nawet pół roku, a kibice w Kielcach zapomnieli o Marinie Sego. Ba! W pierwszej połowie sezonu przyćmił pan nawet wielkiego Sławomira Szmala. Lepszego startu w nowych barwach nie mógł pan sobie wymarzyć.[/b]

Filip Ivić: O tak. To było trochę jak sen. Jestem bardzo zadowolony z decyzji o przenosinach do Vive. To nie tajemnica, że miałem oferty z innych klubów, ale Vive było moją pierwszą opcją. Cieszę się, że jak do tej pory trener Dujszebajew we mnie wierzy i dał mi tyle szans do gry jesienią. Staram się za to wszystko odpłacać dobrą grą. I tyle. Jestem tu naprawdę szczęśliwy.

Na jesieni kilkukrotnie został wybrany pan do najlepszej siódemki kolejki Ligi Mistrzów, pana interwencje niejednokrotnie lądowały także w zestawianiach najefektowniejszych. Możemy liczyć na powtórkę wiosną? 

- Spróbuję, choć poprzeczkę zawiesiłem sobie wysoko. To będzie trudne zadanie, bo wszystkie mecze w Lidze Mistrzów są bardzo wymagające, niezależnie od tego kto stoi po drugiej stronie boiska. Wierzę jednak i w zespół, i w siebie. Jedyna droga do powtórzenia tamtych występów to dobry trening i pełna koncentracja. Cały przepis na sukces.

Pana formę wyhamować mogły nieco mistrzostwa świata: tylko pięć spotkań, po których został pan zmieniony przez Ivana Pesica. Dlaczego? 

- Sam nie wiem. Szczerze. To było dla mnie duże zaskoczenie i rozczarowanie.

Może trener Babić po prostu pana nie lubi? To nie pierwsza taka sytuacja. Na przykład zabrakło pana w Rio.

- To już jego trzeba zapytać. Wszyscy znajomi dzwonili i pytali mnie dlaczego. Do teraz nie umiem odpowiedzieć.

ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: medale paraolimpijskie już mam, czas na medal IO zawodowców

We Francji Chorwacja była od medalu dosłownie o bramkę. Duży zawód?

- Bardzo duży. Można powiedzieć, że do finału zabrakło nam siedmiu metrów. Dla całej kadry był to piekielnie trudny turniej. Tyle spotkań w dwa tygodnie? To ogromny wysiłek fizyczny i mentalny. Może po prostu nie wytrzymaliśmy tej końcówki.

Po mistrzostwach cały sztab szkoleniowy rozstał się z reprezentacją Chorwacji. Jak pan zapatruje się na te zawirowania wokół pana kadry?

- Nie czytam chorwackich portali, nie oglądam telewizji. Trochę się odciąłem. Przyjadę na kolejne zgrupowanie i wtedy będę mógł coś więcej powiedzieć.

To wróćmy do spraw klubowych: do Kielc przyszedł pan raczej jako dubler Sławomira Szmala. Tymczasem, w pierwszej części sezonu stał się pan gwiazdą numer jeden. Niespodzianka?

- Nie ma między nami podziału: pierwszy czy drugi bramkarz. Razem trenujemy, wspieramy się i ktokolwiek stanie w bramce, ma po prostu jak najwięcej dać drużynie. Oczywiście, bardzo dziękuję trenerowi Dujszebajewowi za te wszystkie minuty na parkiecie i mam nadzieję, że dalej będzie podobnie.

Szybko zaskarbił pan sobie sympatię kibiców.

- Czuję ich wsparcie. Atmosfera w hali bardzo mi odpowiada. Trochę bałkańska - taka, jaką pamiętam z Zagrzebia. Kibice są żywiołowi, głośni. Świetni.

Czy coś w trakcie tego pół roku spędzonego nad Wisłą zaskoczyło pana w Polsce?

- Ludzie. To, jak bardzo podobni są do Chorwatów. Przyjaźni, mili. Nawet język chorwacki jest nieco podobny do polskiego. Czasem już nie czuję różnicy między Zagrzebiem a Kielcami. Dobrze się tu czuję.

Jak idzie nauka języka?
 
- Wszystko rozumiem, ale gorzej z mówieniem. Muszę jeszcze trochę poćwiczyć.

Po meczu z Niemcami czekają was dwa ligowe spotkania i za tydzień starcie z Celje. U siebie wygraliście ośmioma bramkami. Będzie powtórka?

- Oni grają naprawdę dobry handball. To bardzo młoda drużyna, która już dużo potrafi i w tym sezonie dobrze się spisuje. Szczególnie groźni są środkowi rozgrywający jak Miha Zarabec, i skrzydłowi z Blazem Jancem na czele. Nie mam wątpliwości, że będzie ciężko, ale liczę, że do domu wrócimy ze zwycięstwem.

Rozmawiał Maciej Szarek

Źródło artykułu: