Piąte zwycięstwo z rzędu na własnym parkiecie odnieśli w sobotę szczypiorniści Sandra Spa Pogoni. Punkty szczecinian to jedno, a styl gry to już zupełnie inna bajka. Wystarczy spojrzeć na statystykę straconych goli, która w 2017 roku wynosi tylko 25,75 bramki na mecz. W zeszłym roku właśnie ta formacja przyprawiała trenerów szczecinian o ból głowy.
- Jeżeli tak to wygląda z boku, z trybun, to widocznie tak musi być. Nam nie pozostaje nic innego, jak dalej robić swoje i zdobywać punkty - krótko skomentował wspomnianą sytuację jeden z liderów drużyny z Grodu Gryfa, Arkadiusz Bosy.
Co ciekawe, przeciwko MMTS-owi obrotowy Pogoni zagrał kolejne kapitalne zawody. Nie przeszkodziła mu w tym nawet bardzo dość problematyczna choroba. - Staram się nie kaszleć. Może być niespodzianka, bo to jest jelitówka. Cała drużyna zagrała super - na chłodno ocenił swoją postawę zawodnik.
- Nieźle zaprezentowaliśmy w obronie. Zdarzyło się parę sytuacji, w których piłki po naszych blokach przechwytywali zawodnicy z Kwidzyna. Potem z tego dorzucali bramki. Ja grałem tylko w ataku. Koledzy mnie widzieli i jeśli podali piłkę, to musiałem tylko ją wykończyć - dodał.
ZOBACZ WIDEO Juventus pokonał Milan po golu w doliczonym czasie. Zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN]
Potem jednak przyznał, że mogło być jeszcze lepiej. - Nie udało mi się dwa razy. Ja pamiętam tylko te złe rzeczy. Jeśli jednak do końca sezonu nie będę rzucał jednej, dwóch piłek, a my będziemy wygrywać, to nie mam nic przeciwko - dopowiedział.
Zwycięstwo "Portowcom" nie przyszło jednak tak łatwo. Gospodarze zdominowali dopiero ostatni kwadrans zawodów. - MMTS to nie są kelnerzy, tylko silna, solidna drużyna, co pokazują w tym i wcześniejszym sezonie. Mamy dobrych zawodników na rozegraniach. W trudnych sytuacjach prowadzą te akcje z głową. W podwójnym osłabieniu zdobywaliśmy bramki. Gramy przede wszystkim rozsądnie, nie podpalamy się, nie podejmujemy dziwnych decyzji - pochwalił na koniec drużynę Bosy.