Ligowy półfinał zszedł ostatnio w cień. W centrum zainteresowania znaleźli się nie zawodnicy, a szkoleniowcy. Przed tygodniem gruchnęła wieść o rezygnacji Tałanta Dujszebajewa z prowadzenia kadry szczypiornistów, wkrótce potem na świecznik trafił Patryk Rombel, nowy opiekun Motoru Zaporoże, uczestnika Ligi Mistrzów.
Na półtorej godziny wszyscy mieli zapomnieć o całej otoczce i skupić się na walce o finał. Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że na graczach Vive odbiło się zamieszanie wokół ich szkoleniowca. Niewiarygodne rzeczy działy się w Kwidzynie. Mistrzowie Polski na parkiet dotarli dopiero po 20 minutach meczu.
Kielczanie przyjechali w gościnę i okazali się bardzo hojni dla gospodarzy. Podarowali MMTS-owi kilka łatwych bramek z kontry i po czterech minutach przegrywali 0:4! Jeżeli chwilę później na tablicy pojawiłby się wynik 8:1, mogliby mieć pretensje tylko do siebie. Nic nie nauczyły ich bowiem pierwsze akcje i nadal wyglądali na zagubionych. Swój posterunek przed ostrzałem obronił jednak Filip Ivić. Mateusz Seroka jeszcze długo będzie rozpamiętywał trzy zmarnowane sytuacje.
Po 15 minutach statystyka pomyłek Vive była porażająca. W krótkim czasie popełnili aż siedem błędów. Za słaby początek zapłacił Uros Zorman. Trener Dujszebajew, zirytowany postawą Słoweńca, zerwał ze swoją tradycją i jeszcze przed upływem 15. minuty ściągnął Zormana do boksu. Na środku pojawił się Dean Bombac i odmienił grę Vive.
Młodszy ze Słoweńców wyprowadzał w pole znakomicie spisujących się wcześniej Pawła Gendę i Przemysława Rosiaka. W niektórych sytuacjach Julen Aguinagalde w promieniu dwóch metrów nie miał wokół siebie rywala. Gdy miał, zadowalał się rzutem karnym.
Vive rozpędzało się i jeszcze przed przerwą mistrzowie Polski wyszli na prowadzenie, nie tylko dzięki własnej postawie. MMTS-owi z coraz większym trudem przychodziło sforsowanie defensywy kielczan. Dużo wiatru robili Arkadiusz Ossowski i Michał Potoczny, ale niewiele z tego wynikało.
I tak wyglądał mecz do końcowej syreny. Gospodarze szarpali, szukali sposobu na Vive, przeważnie z marnym skutkiem. Przez 15 minut drugiej połowy tylko raz pokonali Filipa Ivicia. Chorwat imponował i głównie dzięki niemu kielczanie wypracowali sześć bramek przewagi (20:14).
Od pogromu uratował kolegów golkiper Paweł Kiepulski. MMTS wziął się w garść, poprawił wynik, choć ich szanse na awans drastycznie spadły. Vive nie zagrało wielkiego meczu. Co więcej, momentami było słabsze od gospodarzy, ale miało po swojej stronie Ivicia.
Półfinał PGNiG Superligi, I półfinał:
MMTS Kwidzyn - Vive Tauron Kielce 19:24 (11:12)
MMTS: Szczecina, Kiepulski - Genda 2, Janikowski 3, Klinger, Krieger 1, Nogowski 4, Ossowski, Peret 4, Potoczny 2/2, Rosiak, Seroka 1, Szczepański, Szpera 2
Karne: 2/4
Kary: 8 min. (Peret - 4 min., Genda, Janikowski - po 2 min.)
Vive: Ivić - Aguinagalde 5, Bielecki 5/3, Bombac 2, Djukić 3, Chrapkowski, Jachlewski, Jurecki, Kus 1, Lijewski 5, Reichmann 3, Zorman, Strlek, Walczak
Karne: 3/3
Kary: 8 min. (Kus, Jurecki, Chrapkowski, Strlek - po 2 min.)
ZOBACZ WIDEO: Michał Kwiatkowski otwarcie o swoich relacjach z Rafałem Majką. "Wzajemnie się nakręcamy"