Noc w szpitalu, pięć szwów, krwiak na gardle, problemy z oddychaniem i zawroty głowy - to obraz stanu zdrowia Krzysztofa Lijewskiego po pierwszym finałowym meczu o mistrzostwo Polski. Zawodnik w połowie pierwszej części pojedynku został sfaulowany przez brazylijskiego rozgrywającego Orlen Wisły Płock - Jose Guilherme de Toledo. Szczypiornista z Kielc miał rozciętą brodę, ale bardzo szybko została ona zszyta, dzięki czemu mógł on kontynuować grę. Jak się jednak okazuje, to nie był koniec problemów.
- Po uderzeniu, podczas którego nastąpiło rozcięcie jego brody, został też trafiony w szyję. To się stało w tej samej akcji, a po meczu odczuwał to mocniej. Teraz jest konsultowany przez lekarzy i przechodzi badania. Zostało mu założonych pięć szwów - powiedział fizjoterapeuta Vive Tauronu, Robert Dziwoń.
Niezadowolony z postawy rywali był szkoleniowiec kielczan, Tałant Dujszebajew. - Krzysiek całą noc i dzień spędził w szpitalu. To, co było w środę, to nie był sport. Chcę, żeby wszyscy to zrozumieli. Człowiek, który prezentuje takie niesportowe zachowania, musi być ukarany. To nie był normalny mecz, celem było wybicie nas z tego spotkania. Dziękuję moim chłopakom, że to wytrzymali - powiedział trener.
Występ Lijewskiego w spotkaniu rewanżowym w Kielcach stoi pod znakiem zapytania. - Nie wiadomo, czy zagra. Żeby był w przyszłości zdrowy, to będzie super. Najważniejsze, żeby nie potrzebował operacji. Miał zawroty głowy, nie mógł oddychać, mam nadzieję, że wszystko jest pod kontrolą lekarza - dodał Dujszebajew.
ZOBACZ WIDEO Horror w Płocku. Kulisy finału PGNiG Superligi