Starcie milionerów. Drużyn, dla których celem sezonu nie była gra w Final Four Ligi Mistrzów. Plan był jasny: liczy się tylko zwycięstwo. Trofeum. Sam udział nikogo tutaj nie interesował. Pieniądze, jakie wpompowane zostały w oba kluby, pozwalały na ściąganie najlepszych zawodników - gwiazdy światowej piłki ręcznej. W obu ekipach stworzono wymarzone warunki do pracy, treningów i zwyciężania. A jednak to ostatnie wychodziło raczej rzadziej niż częściej.
[tag=22629]
Vardar[/tag] bilet do Kolonii wywalczył dopiero za czwartym razem - wcześniej sufitem, którego skopijczycy nie mogli przebić był ćwierćfinał. A jednak w Final4 nie interesował ich ani brąz, ani srebro. W pamięci zostają przecież tylko zwycięzcy. Paris Saint-Germain HB? Zawsze stawiani w roli faworytów, a jednak triumfów na arenie międzynarodowej temu gwiazdozbiorowi brakowało.
Jeśli sobotnie mecze były popisem obrony, to co powiedzieć o niedzielnym finale? O wspaniałych akcjach w ofensywie mówi się: koncerty. Defensywa to najważniejsza składowa sukcesu, ale określana raczej mianem "czarnej roboty". I tę trudną, bardzo wymagającą i często niedocenianą pracę fantastycznie wykonywali zawodnicy obu zespołów już od pierwszych minut pojedynku. Tak, to zdecydowanie było spotkanie obron i bramkarzy, trafień było jak na lekarstwo. Jeśli już się jednak zdarzały, to pokazywały jedno: to jest finał Ligi Mistrzów. Poziom był kosmiczny.
Macedończycy postawili prawdziwy mur. Fantastycznie powstrzymywali rywali nie tylko na środku, bo cuda w defensywie wyprawiał Timur Dibirow. Francuzi odpłacali się pięknym za nadobne. W sobotę musieli się pożegnać z kilkoma swoimi koszulkami, w finale za to oni pozbawiali rywali trykotów. Na boisku iskrzyło. Po dwudziestu minutach gry na tablicy wyników Lanxess Areny widniało 4:6.
ZOBACZ WIDEO Piotr Chrapkowski żegna się z Kielcami. Jako mistrz
Kontry, rzuty z dystansu, wspaniałe dogrania. Gdy worek z bramkami otworzył się na dobre, kibice mogli podziwiać niesamowite akcje. Francuzi lepiej niż szczypiorniści z Barcelony poradzili sobie ze zneutralizowaniem ogromnej siły w ataku, jaką dawał Vuko Borozan. Sprawy w swoje ręce - dosłownie - znów wziął jednak Luka Cindrić. Przez większość pierwszej połowy Macedończycy prowadzili dwiema bramkami, ale końcówkę tej partii lepiej rozegrali paryżanie, dzięki czemu schodzili do szatni z przewagą jednego trafienia.
Po powrocie obu drużyn na boisko zwiększyło się przede wszystkim tempo ataku. Na ładną bramkę odpowiadano jeszcze lepszym trafieniem. W pewnym momencie zawodnicy PSG zaczęli jednak... gubić piłkę. Trzy złe podania Francuzów, trzy przechwyty Macedończyków - jedna kontra, dwa rzuty przez całe boisko do pustej bramki i Vardar na kwadrans przed końcem prowadził trzema oczkami.
Na zniwelowanie tej przewagi PSG potrzebowało siedmiu minut. Kluczowe? Obrony Thierry'ego Omeyera i czujność Uwe Gensheimera. Gra o trofeum znów się zaczęła. Emocje sięgały zenitu, hala momentami odlatywała. Na dwadzieścia osiem sekund przed końcem o czas poprosił Zvonimir Serdarusić. Jego zawodnicy wykorzystali akcję i doprowadzili do remisu. Skopijczykom zostało siedem sekund. Akcję meczu wykorzystał Ivan Cupić. Jedyny zawodnik, który miał szansę na obronę trofeum. Zrobił to. Vardar w debiucie w Final Four zgarnął trofeum!
Liga Mistrzów, finał:
Paris Saint-Germain HB - Vardar Skopje 23:24 (12:11)
PSG:
Omeyer, Skof - N. Karabatić 5, Hansen 4, Narcisse 4, Abalo 3, Remili 3, Gensheimer 2, Stepancić 2, Accambray, Barachet, L. Karabatić, Konkoud, Mollgaard, Nahi, Nielsen
Vardar: Sterbik, Milić - Dibirow 6, Borozan 3, Cindrić 3, Cupić 3, Sziszkariew 3, Canellas 2, Dujszebajew 2, Abutović 1, Marsenić 1, Dereven, Ferreira Moraes, Karacić, Maqueda, Stoiłow
Zastanawia mnie jedno. Kto wymyśla tak durne pytania w ankietach, które pojawiają się pod artykułami?"Czy Vardar był najlepszą drużyną tegorocznej Ligi Mistrzów?" Przecież wygrali LM. To kto, jak nie oni był lepszy? Czytaj całość