Pierwsza połowa nie układała się dobrze dla Biało-Czerwonych. Mieli duże problemy ze skutecznością, brakowało też zrozumienia przy nagraniach na koło. - Białorusini bardzo dobrze zaczęli mecz, przede wszystkim ich bramkarz (Wiaczesław Sałdacenka - przyp. red.). My za to byliśmy bardzo zmotywowani po przegranej z Argentyną, gdzie zagraliśmy okropnie - powiedział Wyszomirski.
Sam golkiper niemieckiego TBV Lemgo nie opuścił posterunku ani na sekundę. Może nie zagrał jakoś spektakularnie, ale odbił między innymi dwa rzuty karne, co przy tak wyrównanym przebiegu gry, ma znaczenie. - Kilka piłek odbiłem, ale uważam, że mam jeszcze sporo do poprawy w swojej grze. To nie był ten poziom co w meczu z Białorusią w Gdańsku. Mogę się tylko cieszyć, że mimo to wygraliśmy. Nie jest to wielką sztuką, kiedy bramka bardzo dobrze funkcjonuje, i jest łatwiej o sukces. Bardziej cieszy taka wygrana, kiedy decyduje większa wola walki i charakter. To pokazaliśmy w tym meczu - zakomunikował.
W takiej sytuacji ważne jest, by znalazł się choć jeden zawodnik, który pociągnie grę ofensywną. Wśród Biało-Czerwonych udało się w sobotę takiego znaleźć. Mimo, że początkowo mało precyzyjnie ostrzeliwał bramkę Białorusinów - Tomasz Gębala, bo nim mowa - wyregulował celownik i rzutami z dystansu często ratował sytuację. - Przede wszystkim bardzo mu gratuluję, bo zwłaszcza w drugiej połowie mocno pomagał w ataku - powiedział Wyszomirski.
- Najważniejsze jest zwycięstwo, bo już wieszano na nas psy. Kiedy czytałem nagłówki w internecie, często chciało mi się tylko śmiać. Pokazaliśmy, że potrafimy grać i zrobiliśmy kolejny dobry krok w stronę turnieju kwalifikacyjnego w Portugalii - dodał.
ZOBACZ WIDEO: ME w piłce ręcznej bez Polaków. "W tym roku kluczowe będą prekwalifikacje MŚ"