Polacy w portugalskim kotle, czyli najważniejszy mecz szczypiornistów od miesięcy

WP SportoweFakty / MICHAŁ DOMNIK / Na zdjęciu: reprezentacja Polski piłkarzy ręcznych
WP SportoweFakty / MICHAŁ DOMNIK / Na zdjęciu: reprezentacja Polski piłkarzy ręcznych

Nie grają na imprezach mistrzowskich, nie mają gwiazd, a nasi szczypiorniści i tak muszą obawiać się spotkania w prekwalifikacjach MŚ 2019. Portugalczycy na swoim terenie odbierali punkty najlepszym na kontynencie. W tym Polakom.

Byli kadrowicze jak przez mgłę kojarzą ostatni wyjazd reprezentacji do Portugalii, w końcu minęło ponad siedem lat. Spodziewali się łatwego zwycięstwa w eliminacjach mistrzostw Europy 2012. Po niemiłosiernych męczarniach wywalczyli zaledwie remis 27:27. Szokujący jak na poziom tamtego zespołu, srebrnych i brązowych medalistów mistrzostw świata.

Drużyna własnego parkietu

- Pamiętam niewielką halę, na którą nie przyszło jakoś nadzwyczajnie dużo kibiców. Cały mecz goniliśmy wynik. Dopiero w końcówce udało nam się wyrównać - mówi Tomasz Rosiński, jeden z najlepszych zawodników tamtego spotkania. Artur Siódmiak także wspomina, że Biało-Czerwonym szło jak po grudzie: - Portugalczycy byli niewygodnym przeciwnikiem. Zaskoczyli nas dobrą gra jeden na jeden, stosowali dużo kombinacji. Wydawało się, że pójdzie łatwo, a mecz był bardzo rwany. Od początku przegrywaliśmy i punkt zdobyliśmy rzutem na taśmę.

Na Portugalczykach sparzyły się inne mocne reprezentacje. W listopadzie 2016 r. Słoweńcy ledwie zremisowali. W eliminacjach europejskiego czempionatu przegrali Macedończycy, psim swędem wygrali Węgrzy. W drodze do mistrzostw świata 2017 na Portugalczykach prawie wyłożyli się Islandczycy.

Na obcych parkietach przeważnie nie istnieją, u siebie zagrażają najlepszym na kontynencie. Pech Polaków polega na tym, że los przydzielił Portugalczykom organizację prekwalifikacji do mistrzostw świata 2019. 14 stycznia odmłodzeni Biało-Czerwoni zagrają w Povoa de Varzim najważniejszy mecz za kadencji Piotra Przybeckiego. Wóz albo przewóz. Zwycięstwo w turnieju przedłuży szansę na MŚ 2019 i kolejne wielkie imprezy. Porażka może pogrzebać polską piłkę ręczną na poziomie reprezentacyjnym.

Nasi szczypiorniści zagrają pod wielką presją. Wielu z nich nie wystąpiło w spotkaniu o takim ciężarze gatunkowym. - Oba zespoły czeka nerwówka. Porażka raczej nie będzie dla Portugalczyków powodem do harakiri, inaczej niż w wypadku Polaków - uważa trener i ekspert telewizyjny Wojciech Nowiński.

ZOBACZ WIDEO Grzegorz Tkaczyk przestrzega kadrowiczów: To może być tragedia

Piekiełko

Zadania nie ułatwi miejscowa publiczność, chociaż uczestnikom meczu z 2010 roku doping nie zapadł w pamięć. - Kibice nie stworzyli jakiejś niesamowitej atmosfery, byliśmy przyzwyczajeni do takich reakcji - twierdzi Siódmiak. - Nie pamiętam, by szczególnie ich wspierali - dodaje Rosiński.

Innego zdania jest Igor Źabić. Obrotowy Orlenu Wisły Płock spędził sezon w Sportingu Lizbona. - Oczywiście piłka ręczna nie jest tak popularna jak futbol, ale wszyscy czekają na spotkania wielkiej trójki - Sportingu, Porto i Benfiki. Wtedy rozpoczyna się szaleństwo. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem wcześniej, a występowałem w derbach Słowenii. Bitwa trwa na parkiecie i poza nim - mówi Słoweniec.

- Kiedy graliśmy z Porto, trybuny pękały w szwach. Myślę, że na mecze przychodziło ponad 3000 osób. Czuliśmy się jak na stadionie, kibice czasem odpalali pirotechnikę. Tak, wewnątrz hali - kontynuuje Źabić.

Najlepsi wśród pechowców

Wielkie imprezy od 12 lat przechodzą Portugalczykom obok nosa. Minimalnie przegrali z Islandczykami play-off o mistrzostwa świata 2017, do europejskiego czempionatu 2014 zabrakło jednego punktu. Lepiej wiodło im się w kategoriach młodzieżowych. W 2010 roku wrócili ze Słowacji z niespodziewanym srebrem mistrzostw Europy U-20. Gwiazdą tamtego zespołu był Gilberto Duarte, od dwóch lat rozgrywający Orlenu Wisły Płock, czołowy obrońca Superligi.

Trener Paulo Pereira największy nacisk kładzie właśnie na defensywę, z udziałem Duarte i obrotowego Barcelony - naturalizowanego Kubańczyka - Alexisa Borgesa Hernandeza. Potrafią bronić daleko od własnej bramki, ale z łatwością zmieniają ustawienie, cofają się i budują okopy przed linią szóstego metra. Dzięki defensywie wyprowadzili mnóstwo kontr podczas ostatnich sparingów, głównie za sprawą skrzydłowego Diogo Branquinho. Polakom zawsze trudno grało się z rywalami o takiej charakterystyce. - W naszym kraju zawodnicy sporadycznie zderzają się z wysuniętą obroną, stąd wynikają problemy - tłumaczy Wojciech Nowiński.

Portugalczycy zrobili duże postępy. Ich kluby regularnie biją się w europejskich pucharach, na Półwysep Iberyjski trafiają renomowani gracze, którzy podnieśli poziom ligi. Sporting sięgnął po nieco przebrzmiałe nazwiska, za to wciąż głodne sukcesów. Ivan Nikcević, Carlos Ruesga, Janko Bozovic zaczęli od niewiele znaczącego Challenge Cup, po roku wprowadzili zespół do Ligi Mistrzów. Tam otrzaskał się m.in. Pedro Portela. Z dystansu groźni mogą być rozgrywający Fabio Magalhaes, 20-letni Miguel Martins czy Joao Ferraz, rzucający sporo bramek w Bundeslidze. Czołowym obrotowym Superligi był Tiago Rocha, jeszcze kilka miesięcy temu w barwach Orlenu Wisły Płock

- Uważam, że Portugalia jest bardzo dobrym zespołem. Mają silne kluby - Benfikę, Porto i Sporting, które grają w europejskich pucharach. To nie będzie spacerek - przestrzega Artur Siódmiak.

Zresztą, wystarczy spojrzeć na wyniki test-meczów. Po zwycięstwie nad Tunezyjczykami Polakom raczej nie pospadały kapcie z wrażenia, za to pewny triumf 30:25 nad Argentyńczykami zapalił lampkę ostrzegawczą. Tak, z tymi Argentyńczykami, którzy kilka dni wcześniej bez problemów odprawili Biało-Czerwonych.

Źródło artykułu: